Jaka „geostrategia” w martwym świecie?

photo of brown bare tree on brown surface during daytime Photo by Pixabay on Pexels.com

Symbolicznie rzecz ujmując, mamy sytuację międzynarodową w której dwóch starych facetów, którzy całe życie pięli się na szczyt, widząc, że wkrótce biologia ich wyzeruje, próbują „coś zrobić”, żeby „zostawić po sobie ślad”, bo ego.

Z jednej strony mamy władze Rosji ze starzejącym się Putinem na czele, z drugiej strony starzejącego się prezydenta USA. Jeden chciałby, żeby świat wyglądał jak za jego młodości i drugi też. W jednym Rosja nadal trzymała granice zbliżone do tych z czasów Imperium, drugi zaś marzy o tym, żeby jak za jego młodości USA było nadal potęgą, a najlepiej jedynym imperium na szachownicy. W dodatku ostatni blamaż z Afganistanem skąd wycofanie wyglądało na paniczną ucieczkę nie pozwala mu na pokazanie się jako „miękiszona”. Putin też wie, ze jego czas się kończy, więc musi tym bardziej się napinać. Choć to akurat lubił zawsze.

Pomiędzy tym wszystkim oczywiście są zwykli mieszkańcy krajów, którym bardziej opłacało się dogadać i jakoś koegzystować, mimo różnic, ale imperialne fantazje rządzących im to uniemożliwiają. Państwa i korporacje walczą o strefy wpływów.

Putin i Biden to tylko symboliczne „awatary” dwóch rządzących aparatów, które wciąż fantazjują o przemijającym świecie. Ani powrotu do świata „jednoimperialnego” z USA na czele nie ma, ani powrotu Rosji do czasu carów i pierwszych sekretarzy i dominacji nad wszystkimi krajami regionu też nie ma.

Wyzwania przed którymi stoi ludzkość wymagają współdziałania, nie dominowania. To brzmi jak słowa pięknoducha, ale popatrzcie na to co się dzieje i czy to „pięknoduchostwo” nie jest po prostu racjonalną postawą. Mamy narastający kryzys klimatyczny. Będzie narastał czy się to komuś „kalkuluje” w rozgrywce strategicznej czy nie kalkuluje. Wszelkie tego rodzaju odgrzewanie konfliktów rodem z XX, czy wręcz XIX wieku i jeszcze dawniejszych czasów, w ogóle nas nie przybliża do rozwiązania problemu, który jest fundamentalny do przetrwania tego gatunku. Jeśli nadal będziemy bawić się jak dotąd i przeznaczać zasoby w walkę o to „kto ma dłuższego”, to nie będzie żadnej „Rosji”, żadnego „USA”, żadnych „Chin”, czy krajów UE. Biologia, tak jak starego Putina ze starym Bidenem, wyzeruje nas. I tyle. Ten gatunek ma bardzo ograniczone warunki w których może istnieć. Więc jakie ma znaczenie „spuścizna” starych facetów i marzenia o „imperium”?

Rządzą nami ludzie kompletnie oderwani od rzeczywistości, którzy ubierają wszystko w pseudoracjonalne uzasadnienia „geostrategiczne” i „geopolityczne”. I to jest problem podstawowy. Jaka „geopolityka” będzie istotna w świecie w którym nie będzie istnieć ludzkość, albo będzie istniała na marginesie w formie szczątkowej?

Może mi ktoś wyjaśni gdzie jest w tym wszystkim racjonalne rozumowanie?

Xavier Woliński