Kończy się czas złudzeń

No więc ten libkowy rząd będzie wyglądał jak na libkowy rząd przystało. A kiedy mówiłem „żadnych złudzeń” lewicowcom, nie żartowałem, niestety.

Partyjna Lewica niby tam jest, ale tak jakby jej nie było. Dostała tyle, ile łaskaw był dać im nasz Umiłowany Demokratyczny Przywódca. Jedynym w zasadzie dla niej „punktem honoru”, o którym głośno mówiła, była walka o ministerstwo edukacji dla Lewicy. Ale nawet na to nie starczyło im siły. Czytam, że:

– Donald Tusk zdecydował, że ministra edukacji wskaże Koalicja Obywatelska. Wysłał bardzo jasny sygnał podczas wtorkowej konferencji prasowej i sprawa jest przesądzona – powiedział dla wp.pl ważny polityk KO. Lider Platformy stwierdził, że „kwestię edukacji i zdrowia uznaje za rozstrzygnięte”. – Może nie wszyscy będą szczęśliwi, ale to wymaga bardzo poważnych kompromisów – zaznaczył Tusk.

Tak więc wicie rozumicie. Kompromisy muszą być, a kompromis po libkowemu wygląda tak, jak sobie Tusk ustali. Ponoć Lewica ma dostać na otarcie łez ministerstwo rodziny i polityki społecznej. To mogłoby być ważne ministerstwo, gdyby nie był to libkowy rząd, a Lewica kontrolowała przy okazji ministerstwo finansów. W obecnym układzie zostanie zmarginalizowane.

Wódz pokazuje miejsce w szeregu i jednocześnie sprawdza wytrzymałość Nowej Lewicy w zakresie poniżenia. Ile można ją okładać, zanim pęknie. Ale wygląda na to, że chyba już się z tym pogodzili, że zostanie wchłonięta w libkową masę.

Teraz dodatkowo jak wynika z informacji, jakie pozyskało oko.press z odpytywania posłów, głosów może zabraknąć nie tylko w kwestii liberalizacji ustawy antyaborcyjnej, ale nawet dla dekryminalizacji pomocnictwa.

W czasie kampanii słyszeliśmy, że Lewica jest tam potrzebna, żeby robić Rejtana w kwestiach kluczowych, żeby być języczkiem u wagi. A stanie się wentylem bezpieczeństwa i kwiatkiem do kożucha.

Tak jak pisałem już wcześniej, rzeczywistość powyborcza robi się coraz bardziej ponura, więc wiele będzie zależeć od zaangażowania i woli walki ludzi.

Problem w tym, że libki są aktualnie uchachane, bo im w sejmie urządzają im spektakl (oglądalność transmisji z tego cyrku na YouTube bije rekordy), zaraz zacznie się karuzela z „rozliczeniami” i wielu to wystarczy. Chodzi wszak nie o to, żeby coś konkretnego uzyskać dla siebie, ale żeby pognębić przeciwnika. To jest najważniejsze.

Dlatego bardzo obawiam się o potencjalną skalę mobilizacji w kluczowych momentach. A jak libki nie będą w stanie nawet liberalnych postulatów zrealizować w kwestii aborcji, w kwestii praw dla osób LGBT+, w sprawie granicy, itd., to po co oni w ogóle są potrzebni? W kwestii socjalu przecież nic konkretnego nie zrobią, więc mieli tylko to jedno zadanie. Zadziałać w obszarach, w których PiS nie jest w stanie. Bo w jakieś tam „naprawy państwa prawa” uwierzą tylko naiwni.

I nawet to jedno zadanie spartolą, bo tam w koalicji już mamy tych, co słyszą po nocach „krzyk zarodków” i wracamy do sytuacji sprzed 10 lat, kiedy libkowy rząd był tak wewnętrzne zablokowany, że nie potrafił wykonać żadnego sensownego ruchu. Co doprowadziło do marazmu i zwycięstwa PiS.

Czuję, że jak ludzie się otrząsną za jakiś czas i przestanie im wystarczać oglądanie kolejnych „komisji śledczych”, frustracja może być potężna, a jej skutek nieprzewidywalny. W wielu kwestiach będziemy stać w miejscu, albo posuwać się w żółwim tempie. A czasy nie będą coraz lepsze.

Wszystko, jak zwykle, zależy od nas.

Xavier Woliński