Lekooporny kapitalizm

Przychodzi starsza pani i próbuje opowiedzieć swoją historię, ale po kilku słowach wybucha płaczem. Próbuje przez łzy opowiedzieć, o czynszu, który nowy właściciel próbuje jej właśnie podnieść, a który byłby wyższy niż jej emerytura. Próbuje mówić o tym jak rodzice umierając sądzili, że będzie miała dobrą starość, bo miała mieszkanie zakładowe, które sami współfinansowali w budowie. Ponieważ mieszkanie to jest wszystko, to jest życie.

Pani ma lekopoorne nadciśnienie i liczne inne schorzenia. Nie powinna się denerwować, sąsiadka próbuje ją uspokoić, przypominając, że każdy skok ciśnienia może skończyć się np. udarem. Ale jak walczyć o siebie, jak opowiedzieć o sobie, o niesprawiedliwości jaką cię spotkała, bez denerwowania się?

Bez denerwowania się, to jakiś polityk może wcisnąć ci kit, że załatwi twoją sprawę. Z uśmiechem opowie, że decyzja w sprawie wykupu byłych mieszkań zakładowych będzie podjęta najdalej do końca kwietnia. Jest maj, decyzji nie ma. A ta decyzja we Wrocławiu to ratunek dla wielu starszych osób, które będą mogły uciec z łap bezlitosnych właścicieli, którzy wykupili ich mieszkania w latach 90. za np. 48 zł za metr, a teraz doją ludzi bez ograniczeń. Z ludźmi w środku kupowali, jak panowie szlachta chłopów pańszczyźnianych razem z czworakami.

I teraz ludzie umierają. Ze stresu, z powodu zaostrzenia choroby w wyniku ciągłych batalii. Część już jest tak schorowana, że nie ma siły przyjść na spotkanie, na demonstrację pod wrocławski ratusz. Wielu nawet nie wie albo nie wierzy, że może się bronić przed podwyżkami, że mamy wzorce postępowania w przypadku osób z byłych mieszkań zakładowych i czasem udaje się wygrać. Albo przynajmniej odwlec sprawę. Nasi ludzie próbują ich o tym uświadamiać, ale niektórzy uważają, że lepiej przeczekać, przyczaić się, może ich nie zauważą.

Udało się osiągnąć porozumienie ponad podziałami w Sejmie i zmusić tych nierobów do tego, żeby zagłosowali za umożliwieniem wykupu tych mieszkań przez gminy. Wygospodarowano na to rocznie dziesiątki milionów złotych. Niestety, lokalne władze nie potrafią się od pół roku zdecydować, czy chcą te pieniądze. Wkrótce za ten rok kasa przepadnie. Jednocześnie prezydent Sutryk i jego ekipa chodzi po mediach i opowiada, że „nie mają na nic środków”. A my im załatwiliśmy pieniądze i też źle.

Miastem współrządzi tzw. Lewica. Wiceprezydentem jest człowiek z tzw. Lewicy. Ale została jej przydzielona rola kwiatka do kożucha i figuranta. Ponieważ tylko taka rola jest możliwa w układance z libkami. To jest oczywiście tylko zapowiedź tego, jak to będzie wyglądało po wyborach krajowych. Będą mogli opowiadać o prawach człowieka i lansować się na przyjaciół osób „wykluczonych”. Ale żadnej realnej władzy nie dostaną, poza oczywiście satysfakcją, że „obronili demokrację” oraz „wolne sądy” (które notabene coraz częściej przystają na absurdalne podwyżki czynszów). Chyba że o nią zawalczą w tym układzie. Tylko nie widać tej woli walki za bardzo.

Niektórzy mi opowiadają, że mam się pogodzić z tym systemem, być „rozsądny”, wejść w jakieś układy, nie być taki znowu „radykalny”. „Co ty z tego masz, poza nerwami?”, niektórzy pytają. Zwłaszcza ci, którzy nieźle się ustawili na rozmaitych układach i ja przy nich jestem frajerem, który nie potrafi kręcić lodów i nie wie skąd leci manna z nieba.

Sam po tylu latach czuję, że siły mi się wyczerpują i mam coraz mniej energii. Część osób przez lata odpadło właśnie dlatego. Nie dawali rady już mierzyć się z takim bezmiarem cierpienia, rozpaczy i niesprawiedliwości. I z tymi psychopatami na stołkach, którzy w białych rękawiczkach wykańczają ludzi. I nie będzie żadnych w ich sprawie miesięcznic organizowanych. Umierają w ciszy. Jeden pan dostał zawału i zmarł po tym, jak właściciel wysłał mu wezwanie do opuszczenia lokalu. Lokalu, który sam tenże pan budował, przypominam. Dało się go wybronić zapewne, ale niestety nie każdy ma nerwy ze stali.

Mam się z tym wszystkim pogodzić i tylko zajmować się rozważaniem, czy dzisiaj darmozjadom ze „zjednoczonej opozycji” spadło, a darmozjadom z PiS-u wzrosło i na odwrót? Mam zajmować się „na luzie” tylko tym, że Kaczyński dobrze odparował Tuskowi, a Tusk pięknie mu dowalił? I cieszyć się, że Prezes przyznał nam rację, że jednak z „mieszkaniówką nie dali rady”? Mam się wyłącznie zajmować jakimiś abstrakcjami w rodzaju „demokracji”, albo „patriotyzmu”, kiedy ludzie dosłownie giną z powodu niezałatwionej kwestii mieszkaniowej w tym chlewie?

Może bym wówczas znalazł prędzej jakieś miejsce w „poczytnym tygodniku” za odpowiednią stawkę, ale po co, skoro takie teksty zaraz będą pisać „czaty GPT”, bo są tak jałowe i powtarzalne, że spokojnie bot to ogarnie za jakiś czas. Niestety, mnie interesowało zawsze bardziej realne życie, a nie paplanina polityczna. Zaglądałem zawsze pod maskę tego pięknego samochodu zwanego „kapitalizmem” i „demokracją liberalną”. Podglądałem co czai się za tą barokową fasadą.

Ale co o tym mogą wiedzieć ludzie, którzy najdalszą wyprawę robią w swoim życiu z apartamentu do siedziby redakcji. Ewentualnie na narty zimą. Obojętnie, czy dobrze „osadzony” w układach publicysta jest z mediów „rządowych” czy „opozycyjnych”, wszyscy kiszą się w stolicy, a nawet w tej stolicy przecież nie zaglądają do biedniejszych osiedli.

Dlatego jak o tym próbuję opowiadać, dla większości to jest jakaś abstrakcja i prawdopodobnie wyolbrzymianie. Ponieważ dla jednych „PiS już wszystko przecież znakomicie załatwił”, a dla drugich „przecież wolny rynek rewelacyjnie działa, a deweloperzy budują ciągle mieszkania”. Więc o co ci lewaku chodzi w ogóle i po co jątrzysz, symetryzujesz i wiecznie dramatyzujesz?

A na wyborach byłeś?

Xavier Woliński