Politycy kochają dzieci. Uwielbiają się z nimi obfotografowywać, patetycznym głosem opowiadają, jak ważny jest wzrost dzietności, niektórzy nawet przechodzą na poziom wykładu umoralniającego: Wiadomo, leniwi ludzie nie chcą mieć dzieci, i tak dalej i tym podobne.
Tymczasem przykładowo opieka żłobkowa, o której relatywnie mało się mówi, jest w Polsce w dużym stopniu sprywatyzowana. W Polsce, z 5653 żłobków, 24.6% (1392) to placówki publiczne, a pozostałe 75.4% (4261) to placówki prywatne, wynika z raportu „Maluch minus. Badanie dostępności opieki żłobkowej w Polsce„, które przesłało mi stowarzyszenie Lepsze Jutro.
Główne powody, dla których rodzice decydują się nie posyłać dzieci do żłobka, to oczywiście zbyt wysokie koszty opieki (jest to najczęściej podawany powód) oraz brak miejsc. Zwłaszcza w publicznych placówkach.
Dlaczego publicznych. Wynika to z różnicy kosztów utrzymania dziecka. Przykładowo w Warszawie żłobki prywatne są droższe o 569% (!). W Krakowie korzystanie ze żłobka prywatnego jest droższe o 356% w porównaniu do publicznego. We Wrocławiu prywatne żłobki są droższe o 61% niż publiczne, Poznaniu różnica w kosztach wynosi 52%. Opłaty za prywatne żłobki w Bydgoszczy są o 122% wyższe w porównaniu z publicznymi, a Białymstoku o 190%. I tak dalej.
Obciążenie placówek publicznych jest w związku z tym ogromne. W Warszawie zapełnienie wynosi 103%, w Łodzi 112%, w innych miastach wynosi 100%, poza Wrocławiem, gdzie wynosi 91%.
Jeśli opieka instytucjonalna zawodzi, w przeważającej mierze opieką zajmują się kobiety (w takiej sytuacji tylko w 18% badanych przypadków opieką zajmuje się partner). Ma to oczywiście duży wpływ na ich życie zawodowe i prywatne.
Dominującą obecnie polityką jest wprowadzanie dopłat bezpośrednich – zauważają twórcy raportu. Tego typu programy stwarzają jednak zagrożenie wzrostu cen żłobków. Nie zapewniają one bowiem środków na zwiększenie liczby miejsc w żłobkach.
Programy tego rodzaju stanowią wsparcie dla droższych żłobków prywatnych, z całkowitym pominięciem żłobków publicznych, które i tak starają się zaoferować jak najniższe opłaty.
„Programy dopłat na poziomie ogólnokrajowym nie biorą także pod uwagę różnic lokalizacyjnych – program dofinansowań nie poprawi dostępności opieki żłobkowej w gminach, w których nie ma żadnych żłobków i klubów dziecięcych” – podsumowują obecną politykę autorzy.
Wyniki badań w moim przekonaniu tylko dowodzą, że jedynym pomysłem, jaki mają na problem dostępności żłobków rządzący, to prywatyzacja, dopłaty i rozmaite „babciowe”. Czyli niewiele się zmienia od lat. A potem płacz, że nie ma dzieci, bo ludzie mieszkający w przepełnionych mieszkaniach nie mają nawet taniego żłobka dostępnego, żeby mogli zarobić na rosnące czynsze, czy kredyty.
Koło się zamyka, ale raczej nie ma co liczyć, że politycy, którzy zwykle zbyt lotni nie są, sami wpadną na rozwiązanie, dlatego konieczna jest presja i takie raporty, które ten nacisk mogą wspomóc merytoryczną wiedzą.
Xavier Woliński