Podstępni Czesi i cudowni Polacy

Czego
ja się dzisiaj dowiedziałem. Czesi zajęli “podstępnie” Zaolzie w 1919
roku, a nie powinni, bo chociaż historycznie było częścią lenna Korony
Czeskiej (sami Piastowie się w to lenno oddali), to jednak w większości
mieszkali tam obywatele polskojęzyczni, a więc “etnicznie” należało się
to Polsce.

Spójrzmy więc na “logikę” wszystkich nacjonalizmów,
bo tutaj mamy w pigułce ten absurd, który zniszczył tę część Europy we
wzajemnych waśniach kraików, które szarpały się o skrawki ziemi tak
długo, aż w końcu upadły.

Wypomina się Czechom, że “kiedy polska
walczyła o granice zadali cios młodemu państwu polskiemu”. Tak to w
naszej tzw. historiografii jest opisywane i powtarzane bezrefleksyjnie,
choć już tutaj widać brak elementarnej logiki. Polacy “słusznie walczyli
o poszerzenie granic”, ale Czesi walcząc o to samo już robili to
“niesłusznie”. Polacy “słusznie” zajęli zbrojnie na wschodzie ogromne
tereny, które w większości nie były polskojęzyczne. Widać to na każdym
spisie powszechnym przeprowadzonym nawet w II RP.  Czesi natomiast, w
znacznie mniejszej skali, zrobili dokładnie to samo “niesłusznie”.

Polacy korzystając z okazji w postaci traktatu monachijskiego, którego
podpisanie na Czechach wymusił Hitler, dokonali razem z nazistami
rozbioru Czechosłowacji. Argumentem było to, że “historia historią,
Królestwo Czech królestwem Czech, ale tam żyją osoby polskojęzyczne,
więc możemy je zająć”.

Identycznego argumentu używał potem
Związek Radziecki zajmując tereny wschodnie II RP. “To są tereny w
większości niepolskojęzyczne, więc mamy prawo je przyłączyć do Republik
Białorusi oraz Ukrainy”. Skoro Polacy mieli prawo razem z Hitlerem zająć
Czechy w imię etnicznego argumentu, powiadał Stalin, możemy to samo
zrobić razem z tym samym Hitlerem w stosunku do II RP. Często
prezentowany argument “historyczności ziem” wschodnich II RP też upadał w
konfrontacji z faktem, że tzw. Zaolzie także było “historycznie” lennem
Korony Czeskiej. Stalin, znawca tematu niuansów wschodnioeuropejskich
nacjonalizmów, w rozmowach z Churchillem i Rooseveltem oczywiście te
sprzeczności w argumentacji polskiej rozgrywał. Polacy swoją kretyńską
polityką zagraniczną sami mu te argumenty podali na tacy.

Ukraińców i Białorusinów nikt nie pytał o zdanie, czy chcą być w ZSRR ze
swoimi ziomkami ze wschodniej Ukrainy i Białorusi. To jest częsty
argument i zasadniczo słuszny. Ale tak samo nikt nie pytał czy
polskojęzyczni mieszkańcy tzw. Zaolzia w ogóle chcą być w II RP zanim
nie weszły tam polskie oddziały. Z góry uznaje się, że jeśli ktoś mówi
danym językiem, to musi chcieć być pod panowaniem danego państwa. A to
nie jest takie oczywiste, jak się nacjonalistom wydaje. W ogóle nikt
nikogo nie pyta o nic. Wojska wkraczają  i to one decydują. Zawsze w
ostatecznych rozrachunku decyduje naga siła. Niestety.

Tak czy
owak, kto argumentem etnicznym wojuje, ten od argumentu etnicznego
ginie. A nacjonalizm generuje specyficzną “logikę”, która sprowadza się
zawsze do jednej zasady: moja racja jest najmojsza. Tam gdzie pasuje
używa się argumentów historycznych, a tam gdzie pasuje etnicznych. A
generalnie chodzi o to, żeby wziąć pod but słabszego. Problem w tym, że
tutaj znajdzie się zazwyczaj jeszcze silniejszy i rozkręcanie licytacji
na to czyj nacjonalizm jest mocniejszy, zawsze dla Polaków kończył się
tragedią.

Xavier Woliński