Rządy merytokracji

Do wczorajszego tekstu o tym, że PiS to także dzieło elity polskiej rzeczywistość polityczna ciągle dopisuje nowe postscripta.

Na przykład afera rozkręcająca się wokół ministra Szumowskiego i
biznesów jego rodziny, to moim zdaniem tylko jeden z wielu przykładów
patologii do których dochodzi na styku nauka-biznes. Przykład licznych
firm pana profesora Szumowskiego i jego znakomicie wykształconego brata
pokazuje gdzie obecnie można najefektywniej kręcić konkretne “lody”.

Wczoraj
opowiadano mi, że uczelnianego profesora nie mogę nazywać profesorem,
bo tylko mianowany przez prezydenta Dudę na profesora jest “prawdziwym
profesorem”. Nadal mam odmienne zdanie. No ale tu mamy przykład afery
wokół “prawdziwego” profesora, belwederskiego. Ministra rządu PiS, który
karierę jednak rozkręcał już przy rządzie PO-PSL.

Przeszarżował, bo żelazną zasadą w kręceniu lodów jest “nie wychylać
się” i nie stać w świetle kamer. Jakby dalej był jednym z wielu i
pozostał na średnim szczeblu, to by może jeszcze spokojnie biznesy
kręcił z następnymi rządami. A tak? Zaczęli grzebać w papierach i
zaczynają różne informacje wypływać. Wyborcza pisze kolejne teksty. I po
co mu to było? Dziś mówi, że to ministerstwo z biznesowego punktu
widzenia mu się nie opłacało. Niewątpliwie.

Nasz system jest
bezwzględny dla szaraka, który o złotówkę przekroczy próg przy
przyznawaniu różnych świadczeń, osoby z niepełnosprawnością czy
schorowane latami muszą walczyć o uznanie ich niezdolnymi do pracy (“nie
ma pan nóg? ale pan ma ręce, więc sobie pan robotę znajdzie” –
wypowiedź jednej osoby z komisji, zapewne mającej się za “elitę”).
Pomylisz się w zeznaniu, zapomnisz o jakimś terminie, to ci odbiorą
świadczenia, władują karę i przeczołgają. Ludzi będą ścigać za to że ich
zdaniem o 100 zł za dużo dostawali. Tymczasem elitka na górze kręci
wałki nie na setki złotych ale dziesiątki milionów. Dlatego tak gnębią
szaraków, bo uważają, że wszyscy tak robią jak oni, wszyscy próbują
“kręcić lody”. Zły człowiek wszędzie widzi zło.

To tyle jeśli
chodzi o fantazje o “rządach merytokracji”. Mamy profesora, lekarza na
stanowisku ministerstwa zdrowia i co? Lepiej nam się żyje?

Dyrektorka Polskiego Radia, która zaorała Trójkę, też jest świetnie
wykształcona, jest pracownicą naukową na renomowanej uczelni w zakresie
dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Mamy super radio publiczne
dzięki temu?

Może więc to nie na tym polega? Może nie tu leży problem, ale w samej strukturze tego systemu?