Strajk robotników w Paroc Polska wygrany! Co to oznacza dla świata pracy?

Wszystkie postulaty strajkujących robotników w Paroc Polska zostały uwzględnione.

Pisałem o strajku w Trzemesznie wcześniej. Wczoraj po południu media przedwcześnie informowały o zakończeniu strajku, ale to był falstart. Trudne negocjacje toczyły się jeszcze w nocy. Ale siła solidarności pracowniczej była taka, że zatrudniający się ugięli. Oprócz znacznie wyższego stażowego (w niektórych przypadkach nawet o 600 proc.!), waloryzacji płac oraz ograniczenia umów na czas określony, wywalczono także wynagrodzenie za czas strajku.

To wielkie zwycięstwo i piszę to z perspektywy osoby, która tematykę walk pracowniczych zna z pierwszej linii, z roboty związkowej. To, co okazuje się zawsze absolutnie kluczowe, to solidarność między pracownikami. Jeśli tej nie uda się złamać, wygrać można bardzo wiele. Tu złamać się nie dali, więc wygrali nawet więcej niż można było się spodziewać.

Z tego przykładu mogliby uczyć się inni pracownicy i pracownice. Problem polega na tym, że się nie nauczą w większości, bo się o tym nie dowiedzą. Prasa propracownicza praktycznie w Polsce nie istnieje. Istnieje prasa biznesowa, brukowa, „opiniotwórcza” (czyli transmitująca opnie elit rządzących i biznesowych do ludzi). Nie ma jednak prasy, która by prezentowała opinie z punktu widzenia większości, czyli punktu widzenia pracownika. Jeśli ktoś nie otrzymuje prasy związkowej (a to jest niewielki procent pracowników), to praktycznie jest odcięty od tego rodzaju informacji.

Wiadomości o tym strajku publikowane były w gazetach na tylnych stronach w dziale „biznes”. I biznes z uwagą na pewno czytał te informacje, żeby wyciągać dla siebie informacje dotyczące strajku. A wnioski wyciągną oczywiście takie, że strajk i solidarność pracownicza to ogromna siła, a więc zagrożenie. I tym bardziej zaczną rozbijać i skłócać swoich pracowników. Tak więc informacja, która mogłaby wzmocnić świat pracy zostaje przepracowana głównie przez stronę biznesową.

Tymczasem pracownicy i pracownice dalej będą karmieni głupotami z pierwszych stron i z rozmaitych serwisów prezentujących odpowiednio dobrane „fakty”. Innymi słowy, będą żyć problemami nie swojej klasy, ale klasy wyższej. Będą martwić się o to, żeby podatki dla biznesu nie były za wysokie, żeby czasem nie zaszkodzić „gospodarce” (co u nas jest synonimem biznesu). No i oczywiście będą dalej karmieni „michałkami” w rodzaju (weźmy pierwszy z brzegu przykład): „na Ibizie pająk ugryzł turystę w palec”.

Tak więc trzeba budować powolutku przestrzeń medialną w której problemy gospodarcze, społeczne zwykłych ludzi są najważniejsze. Od obrony biznesu mamy wszystkie pozostałe media. Osobiście gwarantuję, że dopóki ten projekt będzie istniał bezwzględnie będę trzymał się zasady, że piszę z perspektywy „dołów”, a nie „góry”. Nie interesuje mnie, czy dana informacja będzie „szkodliwa” dla biznesu, jakiejś partii, czy wpływowego układu towarzyskiego. Od tego macie większość innych publicystów.

Xavier Woliński