To nie „komuna”, to kapitalizm

Znowu wrócę na chwilę do konfliktu Wyborcza kontra Agora. Z jakiegoś powodu mnie to szczególnie fascynuje. Nie dlatego, że mam ochotę się szczególnie pastwić, ale od dawna próbowałem zrozumieć sposób myślenia głównych architektów ideologicznych III RP. A do takich należy „góra” tej gazety.

Adam Michnik w bardzo emocjonalnym tekście dzisiaj krzyczy: „Zastanawiam się: dlaczego autorzy manifestu Bartosza Hojki i innych sięgają po chwyty z czarnej propagandy znane mi dobrze z Marca 1968 r., z kampanii antysolidarnościowych w epoce stanu wojennego, z seansów nienawiści organizowanych w mediach związanych z obozem politycznym Jarosława Kaczyńskiego. To przecież metody podłe”.

„Manifest” to list zarządu Agory do pracowników. Michnikowi wszystko kojarzy się z Marcem 68 albo PiS. Tymczasem ten „język”, którym posługuje się zarząd Agory, to typowy sposób „dyskusji” korporacji w kapitalizmie z „wierzgającymi” pracownikami. Nie, to nie „komuna” taki język stworzyła. To jest właśnie świat do którego tak wesoło nas szanowni redaktorzy wprowadzali w latach 90.

Dziwi mnie to zdziwienie. Nie wiem nadal, czy oni udają, czy naprawdę nie wiedzą, jak wygląda kapitalizm. To zresztą nie ma większego znaczenia. O jakimś baśniowym kapitalizmie przecież realnie przekonywali w swoich tekstach. Broniąc „reform Balcerowicza”, ignorowali, że język jeszcze brutalniejszej „rozprawy klasowej” był stosowany w stosunku do klasy robotniczej (nawet to pojęcie zostało „skompromitowane” w Polsce).

Teraz tysiące pracowników przy biurkach w korpo czy na taśmach produkcyjnych, słyszą ten sam brutalny język „twardych relacji władzy” opartych na kalkulacjach ekonomicznych.

„Mówiłem bowiem, że to niszczycielom „Wyborczej” chodzi o pieniądze, bowiem nie interesuje ich dobro „Wyborczej”, lecz wyłącznie wyniki finansowe, czyli dobro akcji Agory – czyli chodzi im o pieniądze”.

No tak, panie redaktorze drogi, chodzi o pieniądze. Spółkom giełdowym nie chodzi o żadne etosy (chyba że można na ich sprzedaży coś zarobić) i inne pierdoły inteligenckie. Chodzi o kasę, hajs, mamonę, stopę zwrotu z kapitału i takie tam.

„Nowa szefowa HR Ewa Zając – przyjęta do Agory przez Agnieszkę Sadowską (do niedawna członkinię Zarządu) i prezesa Bartosza Hojkę – organizuje szkolenie dla menedżerów, którego głównym tematem było: „jak osłabiać związki zawodowe”. Protestuje przeciw temu biorący w nim udział Jerzy Wójcik” – piszą w innym tekście Jarosław Kurski i Jerzy Wójcik.

Gdzie wyście żyli ludzie przez 30 lat? Jak osłabiać związki zawodowe, jak skłócać pracowników, itd. to są szkolenia, które menedżment przechodzi tutaj regularnie jako cześć typowego procesu „formowania”. Potem dochodzi do brutalnych rozpraw ze związkowcami, wyrzucania pod byle pretekstem, podsłuchiwania rozmów, przeszukiwania koszy na śmieci w celu szukania „kompromatów”, kampanii oszczerstw, a czasem zwykłego zastraszania. Dyscyplinarki dla związkowców to jest wręcz „normalna” praktyka stosowana przez władze firm. Tego się uczą na właśnie takich szkoleniach. A potem ta wiedza „skapuje” do mniejszych. Są całe czarne listy pracowników, kogo nie zatrudniać.

Od wielu, wielu lat mam z tym do czynienia. I teraz powiedzcie mi, czy ludzie, którzy byli i są tak oderwani od rzeczywistości, tak oderwani od realiów funkcjonowania gospodarki, rynku pracy, czy oni byli w stanie pisać potem realistyczne analizy polityczne?

Przecież to jest jakaś alternatywna rzeczywistość. Jeśli oni żyli w takiej inteligenckiej banieczce, to absolutnie mnie nie dziwi, że oni nie rozumieją, skąd się wziął „szokujący” sukces PiS. Oni po prostu nie rozumieją w jakim kraju żyją. Nie rozumieją też kompletnie czym jest kapitalizm, jak wygląda życie człowieka wyrzuconego z pracy, bo domagał się ludzkiego traktowania na zakładzie. Nie takiego o znanym nazwisku, który zaraz zostanie przygarnięty w innej redakcji. Ale takiego, który poza najbliższymi nie posiada żadnych kontaktów ani zasobów, mieszka w małej miejscowości i po wyrzuceniu z roboty z dyscyplinarką, jedyną często opcją jest emigracja. Wam się zwalnianie z roboty za działalność kojarzy z Gomułką, nam się kojarzy ze zwykłą praktyką w kapitalizmie. A i tak w Polsce jeszcze mamy warunki „cywilizowane”, bo są kraje w których związkowców mordują.

Naprawdę, jeśli chce się pisać poważne teksty, czasem trzeba wyjść z redakcji na ulicę, pojechać do jakiegoś zakładu pracy, porozmawiać nawet z własnymi szeregowymi pracownikami (!), wybrać się do mniejszej miejscowości, a nie jedynie żyć konfliktami pomiędzy zwaśnionymi koteriami w Warszawie.

To jest dramat. Ludzie oderwani od rzeczywistości tym wszystkim zawiadują. Jedni na Czerskiej, drudzy na Nowogrodzkiej, reszta na Wiejskiej.

Xavier Woliński