W Polsce getta już są

Niektórzy
straszą obozami koncentracyjnymi i gettami w Polsce. Zapominają, że te
getta już tu są lub były próby ich budowania. Tzw. “kontenery socjalne”
tu i ówdzie pojawiają się jako próba “rozwiązania problemu z biednymi”.
Jedną z najgłośniejszych prób budowania getta dla biednych przez Zarządu
Komunalnych Zasobów Lokalowych w Poznaniu. Kontenery okazały się drogie
w utrzymaniu, niezdrowe i stygmatyzujące mieszkańców.

W
Poznaniu przy gwałtownym sprzeciwie ruchów lokatorskich i organizacji
społecznych udało się rozwój tego projektu zatrzymać. Natomiast pomysł
nie umarł i krąży po kraju. Ostatnio moja organizacja lokatorska
włączyła się w sprzeciw budowy takiego getta w Lubartowie. Niestety
temat nie jest szczególnie głośny i wiodący w kampanii.

W Polsce
obok “klasycznego rasizmu” względem osób o innym kolorze skóry występuje
także mechanizm bardzo zbliżony względem osób biednych, niezamożnych, a
często także chorych i starszych.

Getta kontenerowe wprost są
określane jako środek represji dla niezamożnych. Nie jako sposób na
rozwiązanie problemów, ale jako forma izolacji i pognębienia “za karę”.
Dla wielu bieda to forma przestępstwa.

Kiedy wpiszemy w
wyszukiwarkę “kontenery socjalne” pojawią się w podobnej kategorii co
“kontenery na odpady”. Tym właśnie jest w rzeczywistości
kapitalistycznej człowiek niezamożny: odpadem, człowiekiem zbędnym.

Ale w polskiej tradycji tego rodzaju “rasizm” ma dawniejsze źródła.
Szlachta uważała chłopstwo za zupełnie inną kategorię ludzi, snuła
historie o tym, jak to podbiła jakiś prymitywny ludek lokalny z którym
kulturowo nie ma niemal nic wspólnego. Jak ten “brudny parobek” może
równać się ze szlachcicem? Tworzono całe ideologiczne konstrukcje mające
uzasadnić poddaństwo. Po prostu ten lud sam nie potrafiłby sobą
rządzić, bo jest “głupi i leniwy” z natury, a szlachecki naród przyniósł
tu cywilizację. Brzmi znajomo w kontekście innych rasistowskich
narracji?

Ostatnio zmasowaną propagandę tego rodzaju uruchomiono w
czasie gorącego okresu transformacji, kiedy względem zwłaszcza klasy
robotniczej uruchomiono w mediach liberalnych kampanię nienawiści.
Szkoły zawodowe nazywane były „szkołami nierobów i bezrobotnych”. A
zaraz potem płakali że nie ma robotników fizycznych, bo leniwi młodzi
poszli na studia, żeby “przedłużyć sobie młodość”. Zawsze źle.

Film „Arizonka” zrównał niemal ze zwierzętami robotników rolnych z PGR.
Echa tego mamy do dzisiaj w postaci nienawistnego języka względem
„pobierających 500 plus”, „roszczeniowców” itd. Klasa robotnicza i mniej
zamożni zostali wręcz na siłę wepchnięci w łapy konserwatywnej prawicy.
Apogeum osiągnęło to w czasach rządów SLD-UP, kiedy „lewica”
powiedziała klasie pracującej: nie jesteście już dla nas targetem, teraz
interesuje nas klasa średnia i wyższa, bezy Kwaśniewskiej, order dla
Balcerowicza.

Chodzi o to, żeby wykopać tak rów, żeby nie dało
się współpracować. Żeby jedni dyskryminowani nie mogli połączyć się z
innymi dyskryminowanymi bo to by mogło naruszyć fundamenty status quo.
Na zawsze jedni mają być szczuci na drugich. „Bo jak zagłosujesz na tych
to ci zabiorą chleb i znowu będą mówić, że jesteś odpadem”, jak
zagłosujesz na „tamtych to zbudują obozy dla osób LGBT”.

Ten rów
jest już teraz bardzo głęboki, ale zadaniem lewicy, takiej jak moja,
było zawsze przekraczanie takich podziałów i budowanie mostów pomiędzy
dyskryminowanymi i wykluczonymi. A to się bardzo nie podoba obecnemu
układowi medialno-politycznemu. Dlatego próbują nas przemilczeć. Do
czasu.

Xavier Woliński