Walka z rozpaczy

Ostatnie
wydarzenia w USA to w zasadzie nic nowego. W tym kraju od dawna tli się
wojna domowa. Nakładają się tu problemy rasowe i klasowe. W tak
rozwarstwionym społeczeństwie wystarczy tylko iskra, żeby zapłonęły
miasta.

Sytuację zaognił kryzys wywołany przez pandemię. Ludzie
tracą życie, ale też pracę. Dostęp do systemu ochrony zdrowia dla osób
niezamożnych (a nawet średniozamożnych) jest mocno ograniczony.
Niezamożni to też najczęściej “nie-biali” (choć nie wyłącznie
oczywiście). Ludzi ogarnęła rozpacz. Część protestuje z hasłami
politycznymi, inni walczą głównie o przetrwanie.

Problem
współczesnego świata Zachodu, a w szczególności USA (ale także i jego
małego klona, czyli Polski) polega na tym, że wielu ludzi nie wierzy, że
w ogóle można zmienić coś na lepsze, że istnieje jakaś idea, która ich
poprowadzi ku jakimś rozwiązaniom. Karmieni antyutopiami i prawicową
narracją, że “to co macie, to najlepsze co wam się wydarzyło”,
kapitalizm “to koniec historii”, w takich sytuacjach często zamiast
tworzyć silny polityczny ruch, który zmiecie stary porządek, tworzą po
prostu w rodzinno-klanowo struktury, skupione wyłącznie na przetrwaniu
własnej grupy, ale bez nadziei na lepszy świat.

W czasie
zamieszek w Wielkiej Brytanii część badaczy tematu zwracało uwagę na to,
że wiele osób “walczyło w rozpaczy”. Nie wyłonił się z tego żaden
istotny ruch, żadna organizacja. Ludzie, którzy czują, że ich
egzystencja jest zagrożona, często głównie koncentrują się na tym, żeby
“chwycić to, co możliwe do schwycenia i uciec”. Potem zdobycz sprzedać i
mieć na kolejny miesiąc przetrwania w tym nieludzkim systemie.

Liberalna propaganda mówi im: “bierzcie sprawy w swoje ręce”, więc
biorą, tak jak potrafią i to, co jest im dostępne. Ścieżki karier
zablokowane, bogactwo zagrabione w rękach nielicznych, wiary w poprawę
losu nie ma. Liczy się wtedy już tylko przetrwanie kolejnego miesiąca i
roku.

Umoralniające pogadanki niczego tu nie zmienią, ponieważ
“by nędzarz myśleć mógł o Ojcu z Nieba, dajcie nam dzisiaj powszedniego
chleba”. Ja bym rozszerzył to także o nędzę naszej egzystencji nie
wyłącznie w wymiarze materialnym, ale też ideowym. Nędza w jaką wpycha
nas kapitalizm i jego represyjne ramię państwowe, powoduje, że wielu z
nas nie ma już wiary w “zdobycie piekarni”, która pozwoli naszej
społeczności rozdawać chleb i skupia się wyłącznie w schwyceniu chleba i
ucieczce. A tak naprawdę schwyceniu czegokolwiek, co umożliwi
przetrwanie.

Osobiście wolę budować ruch, który zdobywa całą
piekarnię, ale za rozpacz ludzi odpowiada ten system, który nie daje
nadziei, ani niemal żadnych pozytywnych wzorców. Chciwość – to jest
podstawowa jego cecha. Ludzie tak działają, bo jedyne co im pozostało to
strach.

Jeśli nic się nie zmieni, jeśli w końcu w siłę nie
urośnie ruch, który daje ludziom nadzieję, to tak będzie wyglądać
przyszłość tego świata. Walczące na jego gruzach grupki, szarpiące się o
jakieś resztki. Zamieszki w USA to dopiero blada zapowiedź tego co nas
czeka. Tak jak epidemia to blada zapowiedź tego co nas czeka w sytuacji
pogłębiania się katastrofy klimatycznej.

Czy tego właśnie chcemy? Widzę tutaj taki dylemat: Nadzieja albo barbarzyństwo.

Xavier Woliński