Wojna o przestrzeń w miastach i upadek średnich miejscowości

Wyborcza wczoraj w dziale biznesowym napisała długi poradnik „jak pozbyć się niechcianego lokatora”. Podoba mi się, że mieszczańska, probiznesowa prasa nie ukrywa po której stronie konfliktu stoi. Wolę jak nie ściemniają i nie piszą, że „reprezentują interesy wszystkich”, że są „obywatelscy”.

Oni piszą o „nieuczciwych lokatorach”, a organizacje lokatorskie coraz częściej mają do czynienia z „nieuczciwymi właścicielami”, którzy łamią umowy, wyroki sądów, albo nie czekają np. na zakończenie konfliktu rodzinnego i próbują wyrzucić krewną na bruk. Pojawiają się wyspecjalizowane firmy eksmiterskie, które działają często łamiąc obowiązujące przepisy i działając coraz brutalniej. Ich usługi są drogie, bo za „karków z dzielni” trzeba płacić.

Dochodzi do tego, że nawet instytucje samorządowe łamią te przepisy i zaczynają po tego rodzaju pałkę sięgać, jak wczoraj w Warszawie.

Moim zdaniem konflikt pomiędzy dysponującymi własnością rentierami a pozbawionymi własności osobami będzie narastał, zwłaszcza w dużych miastach. Na konflikt klasowy nałoży się konflikt pokoleniowy, bo najczęściej to młode osoby obecnie nie dysponują mieszkaniem.

Sytuację podminowuje to, o czym pisze w swoich tekstach i opowiada w wywiadach od dawna prof. Przemysław Śleszyński z  Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN. Średnie miasta tracą swoją funkcję, więc ludzie wyjeżdżają. To powoduje dalszy regres, bo nie mając dostępu w okolicy do istotnych usług (np. opieka medyczna, kultura), które zapewniały średnie miasta, wyjeżdżać zaczynają też mniejsze miejscowości. Wszystko „zasysa” głównie Warszawa, oraz kilka innych wielkich miast (Wrocław, Poznań, Kraków, Trójmiasto…).

I co za tym idzie dochodzi tam do „bitwy o przestrzeń”. Głównie do mieszkania, ale też o przestrzeń transportową (korki, korki bez końca). Śleszyński nie ma dobrych informacji. Władze ani te, ani poprzednie nie realizują żadnego spójnego programu, żeby te miasta utrzymać w strukturze i nadal trwa ich degradacja. Działania są punktowe, a te nie wystarczą, żeby ten proces zatrzymać.

To oznacza oczywiście także wzrost napięć społecznych i politycznych zarówno na tle konfliktu prowincja kontra metropolia, jak i w samych miastach, na tle dostępu do przestrzeni i własności.

W sytuacji braku polityki mieszkaniowej w tych miastach młode najczęściej osoby po prostu będą zajmować każdą wolną przestrzeń, zajmować pustostany (co już się dzieje), i wreszcie całkiem prawdopodobne będą rosnąć „slumsy” wokół miast. Dla tych, którzy się już jakoś w mieście zaczepili patodeweloperka z bankami zaoferują „korzystne” oferty kredytów na mikro, a ostatnio wręcz nanokawalerki. Oczywiście na kredyt trzydziestoletni, żeby zawsze czuli bat nad sobą, kto jest panem, kto poddanym i żeby nie wychylali się ze swoich miejsc pracy i nie buntowali i pracowali do śmierci ze zgiętymi karkami. O tanich mieszkaniach na wynajem szkoda mówić, bo przecież miasta nie budują mieszkań komunalnych, tylko dalej trwa prywatyzacja zasobu.

Żeby było „weselej” już teraz jak widać media mieszczańskie pracują nad tym, żeby położyć ideologiczną bazę pod likwidację już teraz mocno okrojonej ochrony lokatorów. Panowie „karki” przyjdą i np. powiedzą, że od jutra masz płacić wyższy czynsz, bo jak nie to dobranoc na ulicy. Stracisz robotę? Dobranoc na ulicy. Zachorujesz na nowotwór? Zaoferują korzystną ofertę sprzedaży nerki, żeby cię stać było na leczenie (jak wiadomo przyszłość dla publicznej ochrony zdrowia nie rysuje się różowo).

Tak to wesoło będzie. Spora część lewicy tego w ogóle nie zauważa, bo sama pochodzi raczej z klasy średniej i wyższej. Ale polityka nie znosi próżni, więc będzie kolejne zaskoczenie: skąd te masy wściekłych ludzi popierających skrajną prawicę? I tony analiz w Wyborczej o tym „upadku obyczajów”, „przekupieniu tłumów przez prawicę”, „populizmie”. Oni są wiecznie zaskoczeni. Można było przez lata pisać tysiące tekstów, że to wszystko nadchodzi, bo zapomnieli o milionach osób w trakcie transformacji. Teraz zapominają o milionach ich potomków i potomkiń. Nie czytają, nie chcą wiedzieć, wolą moralizować i pisać listy otwarte podpisane przez mniej lub bardziej znanych artystów.

A w międzyczasie, może „poradniczek dla rentiera”, jak wyrzucać matkę z dzieckiem na bruk bez wyroku sądowego? Tanio, tylko w cenie abonamentu!

Xavier Woliński