Fabryka libków

Kiedy PO, publicyści mediów z nią związanych, albo jacyś „demokraci” mówią: „Że prawa X są ważne, ale najpierw trzeba odsunąć PiS od władzy”, to tak naprawdę mówią nam, co innego.

Przede wszystkim to, co rzuca się pierwsze w oczy, czyli że „prawa X” są mało dla nich istotne. Ale tak naprawdę nie idzie też o „odsunięcie PiS od władzy”, w każdym razie nie to jest podstawowym celem. Tak naprawdę mówią nam: „chodzi o przekształcenie wszystkich w libków”.

Iluż to autentycznych lewicowców znałem, którzy początkowo faktycznie wierzyli, że „najpierw trzeba bronić demokracji przed rządem PiS-LPR-Samoobrona, a potem walczyć o rozmaite prawa”. I tak jakoś niepostrzeżenie się libkowali, zaczęli gadać Newesweekiem czy Wyborczą, a jeszcze rok wcześniej „zaczytani byli w Marksie”. Naturalnie rodziło to między nami rosnące napięcia polityczne. Wydaje mi się, że część z nich nie rozumiała co do końca z nimi się dzieje. Sądzili, że nadal zachowują swoje bazowe poglądy, ale co z tego, skoro na zewnątrz wychodził po prostu coraz większy typowo polski libkizm.

I teraz kiedy PiS wrócił do władzy ten proces się powtarza. „Prawa człowieka, prawa pracownicze, kryzys klimatyczny są ważne, ALE…” i się zaczyna.

To jest jak z tymi słynnymi młynkami modlitewnymi u Żizka. Najpierw zaczynasz nimi kręcić, a dopiero potem przychodzi wiara. Najpierw „na chwilę”, „taktycznie”, „strategicznie”, „w obecnej sytuacji” poprzesz libków, a potem już jakoś tak samo idzie i nagle sam siebie słyszysz, jak powtarzasz te same wujowe opowieści „zdroworozsądkowe” przy stole, z których jeszcze parę lat temu drwiłeś i śmiejesz się z tych „młodych, naiwnych, którzy nie znają życia” i że tylko Tusk to wielki libkowy katechon, który powstrzymuje nadejście apokalipsy.

Właśnie najciekawsza w tym procesie jest jego niedostrzegalność. Nagle rządząca ideologia przesiąka i sam/sama nie wiesz kiedy po prostu jesteś libkiem z tym nieszczęsnym, kurzącym się Marksem na półkach.

Nigdy nie ignoruj potęgi dominującej ideologii i wszechogarniającego nas systemu. Dotyczy to szczególnie tych osób, które weszły głęboko w politykę partyjną lub głównonurtową publicystykę. Tam natężenie „promieniowania jonizującego” jest najwyższe.

Xavier Woliński