Gdzie są libki, kiedy jest robota?

1 sierpnia, podczas wielotysięcznego marszu nacjonalistów pobito dziennikarza Oko.press, który relacjonował na żywo wydarzenie. Przewrócono go na ziemię i zniszczono statyw tylko dlatego, że wykonywał swoją pracę. Nie trolował w stylu chamskiego prawactwa z „pyty”, zwyczajnie rozmawiał z uczestnikami. Policji w okolicy nie było, bo akurat zajmowała się otaczaniem siedmioosobowej pikiety Obywateli RP czy podobnej organizacji.

Nacjonaliści szli z jakże związanym z Powstaniem Warszawskim hasłem „Stop masowej imigracji” oraz „Chłopak, dziewczyna normalna rodzina”. Mnie się wydaje, że oni po prostu nie potrafią już inaczej. Są tak zafiksowani na swoich fobiach, że nawet Mikołajki obchodzą ze szczerbcem na rękach i hasłami o imigrantach.

Natomiast ciekawe jest to, że w rzekomo „bastionie liberalizmu i trzaskowskizmu” praktycznie garstka osób próbowała zorganizować jakieś kontry. Ja akurat od lat uważam, że nie jest naszą rolą walka o „odzyskiwanie patriotycznych świąt”, bo mamy na głowie mnóstwo bardziej istotnych spraw, których nikt za nas nie zrobi.

Natomiast wyobrażam sobie, co bym robił, gdybym był takim sobie warszawskim libkiem, kochającym „prawdziwy patriotyzm”, który sprząta kupy po psie, nie lubi rasizmu i głosuje zawsze słusznie, europejsko, tak jak się na Miasteczku Wilanów zwykło głosować. No więc jako taki libek, co mam do roboty? Związków zawodowych nie zrobię, bo przecież wolny rynek wszystko mi da, problemy lokatorskie to dla mnie abstrakcja jakaś komunistyczna, ale kocham Konstytucję i nie lubię „obciachu”. No i słyszę, że co roku
ten „obciach” mi łazi po mieście i zawłaszcza pamięć o powstaniu. Co robię? Skrzykuję znajomków i robię protest, albo coś swojego.

Gdzie są te praworządne, niebieskie libki, które wiecznie nas lewaków pouczają jak należy protestować, jak nie należy i dlaczego tacy jesteśmy nieskuteczni we wszystkim i skandal, że nie zagłosowaliśmy na Jedynego Słusznego Obrońcę Konstytucji i Cywilizacji Europejskiej, przez co przyczyniliśmy się rzekomo do rozrostu zła i faszyzmu? No gdzie te liby są, kiedy trzeba pokazać jakim to europejskim miastem jest Warszawa? Skoro w stolicy większość to są właśnie miłośnicy PO, to przecież ten marsz nacków powinien być zarzucony czapkami? Ile tam na Trzaskowskiego głosowało? Niech choćby dziesięć procent by tam poszło na spacer na Nowy Świat i by się nacki nie przecisnęły.

 No, ale nie ma. Zagłosowali, przegrali i temat zamknięty na kolejne parę lat. Można jechać na wakacje, grilla, czy co tam libki uskuteczniają w czasie pomiędzy wyborami. Chyba że już wszyscy się obrazili na Polskę i wraz z Jandą wyjeżdżają z kraju, bo nie mają już mu nic do zakomunikowania?

Myślę, że to środowisko jest jak ich partia, czyli PO. Dzisiaj czytałem w Wyborczej (!) rewelacyjny opis degrengolady intelektualnej i organizacyjnej jaka panuje w sztabie tej partii przed każdymi wyborami. Tytuł tekstu  Agnieszki Kublik mówi sam za siebie: „Lenistwo, pogarda dla ekspertów, ignorowanie młodych wolontariuszy. Tak wyglądała wyborcza walka PO”. Tekst pisany jest tak brutalnie, jakbym niemal go ja
stworzył. Mała próbka:

„Kandydaci zostali zostawieni sami sobie. Wygrali ci, którym chciało się zawalczyć. Zwykle potrzebowali do tego kilku par butów. Szefowie PO bardziej cenili czas spędzony w oparach cygar, przy kieliszku czerwonego na V piętrze w siedzibie Platformy przy Wiejskiej”.

„Dacie wiarę, że sztab wyborczy był dosłownie atakowany prośbami młodych zapaleńców, by wykorzystać ich zapał i czas?

Sztab nie był zainteresowany.

Ci wszyscy odrzuceni, ich rodziny, znajomi poodwracali się od polityki. Stracili zaufanie nie tylko do tych konkretnych osób, którym chcieli pomóc. Stracili wiarę w system polityczny. To Platforma jako największa
partia opozycyjna jest odpowiedzialna za ich zniechęcenie do demokracji”.

Może autorce nie wypada tego napisać na łamach GW, ale to oczywiste, że w PO interesują się demokracją, jak Kaczyński prawami osób LGBT.

Partia i większość jej wyborców tak właśnie wygląda. Nie ma żadnego ognia, żadnej chęci żeby walczyć o swoje deklarowane ideały. Gdzie byli np. dzisiaj posłowie PO, kiedy policja zawijała resztki ich własnego zaplecza aktywistycznego, nazwijmy to, „post-kodowego”? Gdzie byli kiedy bandyterka nacjonalistyczna biła bądź co bądź dziennikarza liberalnego medium?

Kto ma za nich to zrobić? Ja mam walczyć o demokrację liberalną? Lewacy tacy jak ja, mamy być bojownikami liberalizmu i robić resztkami sił za ich mięso armatnie na pierwszej linii, choć to nie jest nasze podstawowe zadanie i jest nas w tym kraju garstka w porównaniu do mas libów? Ktoś za nich ma znowu zrobić, bo przecież oni już dali z siebie wszystko dowlekając się do komisji wyborczej? Selfiaczek przy urnie to jest maks zaangażowania politycznego przytłaczającej większości tych ludzi. A potem płacze, jęki i żale na fejsikach że faszyzm, że emigrują, że KONIEC POLSKI!

To jest po prostu żałosne. Przy nich nawet polska lewica to herosi. PiS przegra tylko sam z sobą z powodu własnych błędów i sprzeczności, bo to co jest teraz dominującą siłą na opozycji nie jest w stanie samo z siebie wygenerować chęci, żeby cokolwiek zrobić, poza biernym czekaniem, aż PiS się wywróci na twarz o własne sznurówki.

Szkoda się strzępić…

Xavier Woliński