Róża i Jolanta

Rano zamieściłem mema, który utrzymany jest w prowokacyjnej stylistyce porównawczej „lewica kiedyś – lewica dziś”. Pierwszy raz dokonuję analizy mema, ale reakcja na niego jest zbyt ciekawa, żeby tego nie zrobić.

Tym razem porównałem działalność Róży Luksemburg i Jolanty Kwaśniewskiej. Jedna przemawia na wiecu robotniczym, druga lansuje swoją książkę „Lekcja stylu”.  Mem składa się z dwóch warstw znaczeniowych. Byłem ciekaw, czy ktoś zwróci uwagę na obie. Tymczasem dyskusja rozpętała się na temat tego, czy lewica może zajmować się „stylem”. Tylko kilka osób zwróciło uwagę, że obie panie są „stylowo” ubrane, każda oczywiście w ramach swojego kontekstu historycznego. A więc może jednak nie o sam styl chodzi, nie o to, czy lewicowa kobieta może mieć „swój styl”.

Na poziomie tej warstwy znaczeniowej idzie o konflikt pomiędzy tym, co lewica wówczas robiła i pisała oraz do kogo swój przekaz kierowała. Róża występuje na wiecu skierowanym do pracowników najemnych i jednocześnie pisała fundamentalne dla ekonomii i polityki prace w których szło o wyzwolenie klasy pracującej. Praktyka i teoria w jednym. Jolanta natomiast napisała poradnik dla wannabe elit o
stylu, prowadziła też progam w którym uczyła lud jeść prawidłowo ptysia.

Czy nam się to podoba czy nie, lewica właśnie z taką paternalistyczną postawą jest obecnie kojarzona. Kwaśniewska jest tu mniej osobą konkretną, a raczej symbolem obecnej postawy sporej części lewicowego aktywu i resztek elektoratu. W swojej działalności spotkałem niejednokrotnie robotników, którzy zaskoczeni mówili: „Mówisz, że jesteś lewicowcem? Ale ty nie brzmisz jakbyś był z SLD!” Ano, nie mówię jakbym był z SLD niewątpliwie :-D. Takie są skojarzenia obecnie „w ludzie” i symboliczne reprezentuje to książka Kwaśniewskiej.

 Następnie pojawiły się twierdzenia, że Kwaśniewska w ogóle nie była działaczką lewicową. I tu pojawia się druga warstwa, na którą niestety nikt nie zawrócił uwagi. Otóż Kwaśniewska była działaczką socjalistycznej organizacji w młodości, miała swoje ambicje, podobnie jak Róża Luksemburg skończyła prawo. Ale potem wyszła za mąż i jej działalność coraz bardziej zaczęła ograniczać się do obsługi kariery dominującego męża. Jak w amerykańskich filmach o polityce sprzed kilkudziesięciu lat, jej rola sprowadzała się do pielęgnowania „stylu” i „wizerunku” męża. Potem próbowała zaistnieć w na kongresie kobiet lewicy robionym przez SLD, ale chyba zdała sobie sprawę, że z roli już nie wyjdzie. Ten problem miał być zasugerowany w kontraście z Luksemburg, samodzielną działaczką nie będącą tłem dla żadnego polityka.

Ciekawe dla mnie jest to, że na lewicowym fanpage w komentarzach więcej osób poczuło się zagrożonych i oburzonych moim rzekomym „atakiem na styl”, bo podobno moim zdaniem „lewak powinien chodzić w gumofilcach”. Po pierwsze, chodzenie w gumofilcach to nic złego, po drugie sam w nich nie chodzę. Możecie nosić co chcecie, ale smutne, że tutaj na tym fp więcej osób zwróciło w komentarzach uwagę na
atak na swój „lifestyle” niż na powyższe problemy. Moim zdaniem to tylko potwierdza, że lewica ma poważny problem.

Xavier Woliński