Mieszkaniowe eldorado w Polsce i Wielkiej Brytanii

person with keys for real estate Photo by Oleksandr P on Pexels.com

Eldorado! Cena mkw. nowych lokali w Warszawie we wrześniu przekroczyła 16 tys. zł, o 18,8 proc. więcej niż rok temu – informuje serwis Rynek Pierwotny.

Eldorado oczywiście dla biznesu, nie dla nas. I nie tylko w Warszawie: w Krakowie przeciętne ceny lokali deweloperskich wzrosły w ciągu roku o 28,4 proc., średnio do ponad 15,2 tys. zł, w Trójmieście o 19,4 proc., do ponad 13,6 tys. zł, w Poznaniu o 13,3 proc., do niespełna 11,7 tys. zł, we Wrocławiu o 13,6 proc., średnio do 13 tys. zł za mkw.

Jak to się mogło stać? Ano nasz genialny „socjalny” rząd nam to zafundował. Więcej dopłat do kredytów, to będziemy bić kolejne rekordy.

Jest coś uroczego, kiedy przez lata o czymś piszesz, plują na ciebie w komentarzach, że „to komunistyczne wymysły, wszystko zaraz się samo wyrówna”, a potem się to realizuje na naszych oczach. Powolutku może dojdą też do rozwiązań, które ruch lokatorski proponuje od lat.

A że dochodzą, widać po zmianie w tonu w mediach. Już nawet w Wyborczej możemy poczytać głosy, że te dopłaty do kredytów proponowane i przez prawicę z PiS i PO to droga donikąd.

A w Onecie przeczytałem niedawno długi i fascynujący wywiad, który gorąco polecam „Wielka Brytania doprowadziła do katastrofy mieszkaniowej. Idziemy jej śladem„. Jest to rozmowa z Marcinem Galentem z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który prowadził badania w Wielkiej Brytanii, m.in. na uczelniach w Oksfordzie i Cambridge.

Opisuje katastrofę ekonomiczną i społeczną do jakiej doprowadziła polityka prywatyzacji zasobów komunalnych:

W Wielkiej Brytanii do końca lat 70. XX w. dominowało budownictwo komunalne. To zmieniło się na początku rządów Margaret Thatcher, która rozdała gminne lokale i zmieniła model mieszkaniowy na podobny do tego, który jest dziś w Polsce.

Jest on oparty o wynajem od prywatnych właścicieli oraz gigantyczne kwoty przeznaczane na dopłaty do czynszu lub np. wkładu własnego. Doszło do sytuacji, w której – mówi dr Marcin Galent – więcej można zarobić na niebudowaniu mieszkań niż ich budowaniu.

Nie stać na zakup mieszkania już nawet jego zamożniejsze koleżanki i kolegów z najlepszych uczelni brytyjskich, o biedniejszych nawet nie mówiąc. Eldorado mają ci, którzy albo dostali za grosze dawno temu mieszkania od Thatcher, która obrabowała w ten sposób gminy, albo co znacznie częstsze, wykupili za niską cenę i skumulowali w swoich rękach co bogatsi landlordzi.

– Najbardziej charakterystyczną cechą systemu są gigantyczne dopłaty do najmu, które mają pomóc ludziom opłacać czynsze. To są olbrzymie pieniądze. Oni wydają na to kwoty porównywalne z budżetem całej Wspólnej Polityki Rolnej Unii Europejskiej, która rocznie kosztuje około 30 mld euro. Brytyjskie dopłaty do czynszów kosztują około 25 mld funtów rocznie – mówi naukowiec. – Efektem jest choćby to, że właściciele – tzw. landlordowie – mogą podnosić ceny i się niczym nie przejmować. Mogą nawet żądać sum większych niż takie, na które stać najemców, bo różnicę dopłaci państwo. Robią to więc i windują ceny na bardzo wysokie poziomy.

I podaje trochę statystyk: O ile jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku przeciętne gospodarstwo domowe wydawało na utrzymanie mieszkania około 20 procent swoich dochodów, to dziś jest to już 40 procent. W latach 70. ubiegłego wieku narzekano na przykład, że czeka się długo, bo aż dwa lata. Dziś czas oczekiwania na lokal komunalny wynosi w Wielkiej Brytanii co najmniej 20 lat, ale są także miejsca, gdzie wiadomo, że mieszkania nie dostanie się nigdy.

Nie muszę mówić, że na tym modelu kropka w kropkę wzorowali się nasi „geniusze ekonomii”, których jedyną zdolnością była i jest kopiowanie najgłupszych możliwych rozwiązań od innych.

Galent stawia mocną i sensowną tezę, że to właśnie kryzys na rynku mieszkaniowym był jednym z podstawowych przyczyn Brexitu. Prawica nie dając żadnych realnych rozwiązań zwaliła wszystko na migrantów (tutaj głównie z Polski czy Rumunii), którzy „zabierają mieszkania”. Tymczasem kryzys wynika z tego, że tych mieszkań przede wszystkim się prawie nie buduje.

Szokuje także stwierdzeniem faktu: „To nie jest tak, że w każdym kraju jest rynek mieszkaniowy. W przypadku brytyjskim rzeczywiście można mówić, że taki rynek jest. W Polsce też można mówić, że on jest. Ale w większości europejskich krajów jest raczej sektor, a nie rynek mieszkaniowy”.

To się w głowie nie mieści, w „Wolnej Polsce” będzie zapewne siedział. Toż to agitacja komunistyczna i zaraz zajmie się nim IPN! Mówienie w Polsce o oczywistościach, że te rozwiązania nie są wcale żadną „normalnością”, ale są wynikiem działania ideologii z jednej strony i lobby rentiersko-deweloperskiego z drugiej.

I dokładnie tak jest: – Kiedy rozmawiam z kolegami na uczelni, to jestem czasami uznawany za komunistę – mówi dr Galent.

Głoszenie takich „herezji” narażało niejednokrotnie na ostracyzm, a w mainstreamowych mediach miało marne szanse, żeby się ukazać. Choć przecież nie trzeba było być profesorem Oksfordu, żeby przewidzieć, co się będzie działo. Ale od kiedy wysokie ceny mieszkań zaczynają dotykać także osób zamożniejszych, temat staje się coraz bardziej głośny.

I tu otwiera się moment szansy, kiedy ruch społeczny może znaleźć dostatecznie dużo pęknięć w strukturze tego absurdalnego systemu, żeby wymusić poprawę sytuacji. Już nawet w libkowych mediach zaczynają się pojawiać takie „komunistyczne” pomysły, jak budowa mieszkań komunalnych, a wkrótce znajdzie się to, mam nadzieję, w jakimś stopniu w realizacji.

Wszyscy będą potem mówić, że sami na to wpadli, a nie grupka osób z ruchu lokatorskiego, która mówi o tym od kiedy zaczęła się prywatyzacja zasobów komunalnych. Ale moment, kiedy stanie się to „oczywistą oczywistością” i kiedy zaczną się licytować, kto na to pierwszy wpadł, będzie momentem naszego zwycięstwa.

Xavier Woliński