Mogą wygrać wojnę, ale czy wygrają pokój?

Dobrze więc. Wyobraźmy sobie, Putin wygrywa i zajmuje Ukrainę. Wygrać wojnę rozporządzając kupą złomu i masą ludzką to nie jest taka sztuka. Nie takie imperia już „miażdżyły” przeciwnika.

Sztuką jest wygrać pokój. Po tej traumie nie ma najmniejszych szans, żeby wygrać serca. Trzeba będzie więc okupować, utrzymywać cały czas w gotowości ogromnie siły wojskowe i policyjne. Przy takiej ilości broni jaką nasycona jest obecnie Ukraina najpewniej długo będzie trwała wojna partyzancka. Największe nasycenie w Europie jeśli idzie o to, co ludzie mają po domach i stodołach. Rząd ogłosił powszechne uzbrojenie i rozdawał broń automatyczną, i lekką broń przeciwpancerną niemal każdemu kto chciał. Jednego tylko dnia rozdali w Kijowie 18 tysięcy karabinów maszynowych! A rozdawali i przedtem i potem.

No więc to będzie pochłaniało gigantyczne środki finansowe. To wszystko trzeba będzie pokryć w sytuacji kryzysu gospodarczego. Czyli trzeba będzie odbierać jeszcze więcej od ust Rosjanom, żeby wykarmić armię, bezpiekę itd.

Widzieliśmy jak się to udało USA w Afganistanie, czy Iraku. Musieli przeżyć upokarzającą ucieczkę przed brodatymi ludźmi pustyni zamieszkujących jeden z najbiedniejszych krajów świata, bo po prostu to było zbyt duże obciążenie finansowe. A USA nie było w dramatycznej recesji.

Żeby „wygrać” okupację, trzeba zastosować miks skutecznej propagandy, żeby przekonać ludzi do potencjalnie „świetlanej przyszłości” dla tych, którzy się ugną (w to w Ukrainie długo nikt nie uwierzy, więc to kasa wyrzucona w błoto), środków bezpieczeństwa i militarnych (jak już pisałem, bardzo droga zabawa) oraz inwestycji w odbudowę i rozwój, żeby pokazać, że kraj pod nowymi rządami może się rozwijać jakoś. To wszystko zastosowano np. w Czeczenii. Ale Czeczenia jest malutka w porównaniu do Ukrainy.

Dodajmy do tego konieczność karmienia również obłożonej sankcjami Białorusi, której populacja w większości nienawidzi swojego władcy równie gorąco co sąsiedzi i sąsiadki z południa. Tylko czeka na osłabnięcie wodza.

Jak ci geniusze z Kremla sobie to wyobrażają, nie wiem. Dlatego stawiam hipotezę, że okupacja Ukrainy (oraz de facto Białorusi) to będzie Afganistan putinizmu i pociągnie za sobą Rosję. Oczywiście nie od razu, ale naprawdę nie wiem, jak to ma się nie rozsypać.

To jest kolejna rozpaczliwa obrona fantazji kolonialnych. A te wizje już dla wielu innych państw kolonialnych kończyły się kryzysem w metropolii.

Geniusze z Kremla myśleli, że zajmą błyskawicznie i prawie bez oporu Ukrainę, zainstalują jakiegoś nowego Janukowycza, zostawią jakieś bazy wojskowe i większość wróci do domu. Zachód jak zwykle pomarudzi, znowu jakąś tam pseudosankcję nałoży, ale w obliczu blitzkriegu i ewidentnej bierności Ukraińców, machnie ręką na to co się stało, jak na Krym.

Ale nie pykło. Dlatego ten opór to zapowiedź klęski. Bez względu czy zajmą czy nie zajmą Kijowa, to nie wygląda dla Putina i jego gangu różowo.

Xavier Woliński