Pandemia oczami górnika

Poniżej tekst Achima, górnośląskiego górnika z wieloletnim stażem. To kolejny "gościnny" tekst z cyklu pracowniczego, w którym oddaję przestrzeń osobom, które najrzadziej dostają ją w mediach. Pracownikom, zwłaszcza fizycznym oraz szeregowym pracownikom i pracownicom usług.

Zapraszam do lektury, a jeśli chcesz podzielić się swoimi doświadczeniami, to proszę o kontakt.

Jestem górnikiem, pracownikiem jednej z górnośląskich kopalni z kilkuletnim stażem. Szychta górnika trwa 7,5 godziny, licząc od momentu zjazdu na dół do wyjazdu na powierzchnię.

Jednak ze względu na ekstremalne warunki panujące w niektórych miejscach (temperatura powyżej trzydziestu stopni, wilgotność 100%, podwyższona zawartość dwutlenku węgla, zawartość tlenu obniżona o 2%, czyli na granicy ryzyka utraty przytomności) zdarzają się dniówki sześciogodzinne. W takich warunkach nikt nie jest w stanie pracować dłużej.

W czerwcu ubiegłego roku przeprowadzono masowe testy wśród pracowników górnośląskich kopalni. Na mojej kopalni na 2500 pracowników 720 osób uzyskało wynik pozytywny. Wydobycie wstrzymano na okres jednego tygodnia. Załoga poszła na tzw. postojowe, w naszym przypadku był to tydzień bezpłatnego urlopu.

Wprowadzono środki zapobiegawcze – regularne dezynfekcje łaźni, szoli, czyli wind, którymi załoga zjeżdża na dół (na każdym piętrze czteropiętrowej windy znajduje się wtedy 24 ludzi stłoczonych na przestrzeni kilku metrów kwadratowych). Wprowadzono obowiązek poruszania się po zakładzie w maseczce. Za jego nieprzestrzeganie grożą poważne konsekwencje, włącznie ze zwolnieniem dyscyplinarnym.

Podstawowy problem polega na tym, że na łaźni pomiędzy zmianami przewijają się setki pracowników bez maseczek. W masce przecież nikt nie jest w stanie się wykąpać. Nikt tutaj, poza nielicznymi wyjątkami, nie neguje wyników badań. Pandemia jest uważana za realne zagrożenie życia i zdrowia, co nie zmienia faktu, że w jej tle może dochodzić do manipulacji. Za taką manipulację uważa się powszechnie przeprowadzenie masowych testów na wszystkich kopalniach na ok. dziesięć dni przed dużą demonstracją i najazdem górników na Warszawę zapowiadanym przez wszystkie górnicze centrale związkowe. W ten sposób protest został zduszony w zarodku. Poza kopalniami, w innych dużych zakładach badań nie przeprowadzano.

W szczycie pierwszej fali pandemii, kiedy najwięcej przypadków zakażeń miało miejsce na Górnym Śląsku, poleciał hejt na Ślązaków, a na Śląsku – na górników. Przez długi czas pracownicy kopalni i ich rodziny nie mieli wstępu w zasadzie nigdzie i to jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem ograniczeń.

Wykluczenie

Przed każdą wizytą w urzędzie, przychodni lekarskiej itp., wypełniało się ankietę, w której należało zaznaczyć, czy w ostatnim okresie czasu miałeś kontakt z górnikiem / jesteś członkiem rodziny górnika / górnikiem. Dochodziło do wielu absurdalnych sytuacji. Np. jeden z moich kolegów został nie tyle wyproszony, co wyrzucony z gabinetu dentystycznego, a aktualne zaświadczenie o negatywnym wyniku badania covidowego w niczym mu nie pomogło. Moim zdaniem duży udział w nakręcaniu takiej sytuacji miały media, w których podawano nieprawdziwe informacje np. o tym, że pracownicy kopalni w przeciwieństwie do innych branż za postojowe będą otrzymywali 100% wynagrodzenia.

Szczytem dziennikarskiego zidiocenia, bo trudno nazwać to nierzetelnością, była informacja podana przez portal money.pl, w której autor artykułu twierdził. że średnie wynagrodzenie górnika za jeden miesiąc to 18600 (!) złotych. Moja wypłata górnika nigdy nie przekroczyła 3500 pln netto. W tym roku w szczycie pandemii liczba pracowników przebywających na terenie kopalni ograniczono do 60% stanu załogi. W związku z tym górnicy przymusowo musieli wykorzystywać własne urlopy.

Na chwilę obecną sytuacją powróciła do stanu względnej normalności, kopalnia pracuje zwykłym trybem. Na mojej kopalni w dniach 5 – 10 maja były zapisy na szczepionki. Na przełomie maja i czerwca, jeśli wystarczy szczepionek, ma być zaszczepiona cała załoga oraz rodziny górników.

Sprawą ściśle powiązaną z pracą samą w sobie jest dojazd do niej komunikacją miejską. Ograniczenia obowiązują wyłącznie teoretycznie. Autobusy w godzinach dojazdu i powrotu z pracy są zatłoczone jak zawsze. O pasażerach z maseczkami naciągniętymi na brodę nie ma co wspominać, ale to problem całego kraju. Jednak KZK GOP, czyli główny przewoźnik aglomeracji górnośląskiej, ogłosił stratę za ubiegły rok w wysokości 20 milionów złotych. 19 kwietnia podwyższono ceny biletów. Najtańszy bilet zdrożał z 3,40 PLN na 4 złote. Poprzednia podwyżka przed pandemią wynosiła jedynie 20 groszy. W ten sposób koszty pandemii przerzucane są na ludzi, którzy najwięcej na niej stracili.