Pedagogika wstydu

Obserwując wydarzenia w tym polskim cyrku politycznym, można doznać poplątania z pomieszaniem. Więc uporządkujmy pewne fakty z ostatnich dni.

POPiS wspólnymi siłami za wszelką cenę uwaliły kandydata parlamentarnej Lewicy na Rzecznika Praw Obywatelskich. Najpierw na komisji sejmowej, później na sali plenarnej potwierdzili, że to nie był wypadek przy pracy, ale świadoma decyzja polityczna. Lewica lojalnie, jak pan Lis przykazał, głosowała i na swojego kandydata i na kandydata liberałów, żeby pokazać, że stoją ponad podziałami, bo a nuż w Zjednoczonej Prawicy dojdzie do jakiegoś pęknięcia i zagłosują za którymś z kandydatów opozycji. Żadnej wzajemności ze strony PO nie otrzymali, choćby kurtuazyjnej. PSL zachował się już bardziej rozsądnie.

POPiS głosuje wspólnie nie pierwszy raz. Ale słusznie wścieka się parlamentarna lewica, że PO i stojące za tą partią media, cały czas „pedagogizują” lewicę, że „opozycja musi być we wszystkim zjednoczona”, bo inaczej PiS nas wszystkich pożre, wprowadzi gułagi, rozstrzela, a następnie nasze truchła dodatkowo powiesi.

Tymczasem w takich momentach, w konkretnej politycznej praktyce, a nie w pustosłowiu i moralizującej fanfaronadzie, ujawnia się polityczna prawda. A ta jest oczywista dla każdego, kto potrafi patrzeć za kulisy tego teatru: dla PO nie jest absolutnym priorytetem obalenie, czy zaszkodzenie PiS. Absolutnym priorytetem jest utrzymanie hegemonii na tzw. opozycji. Pozwolą PiS-owi rządzić jeszcze 10 lat, byleby ten podstawowy cel osiągnąć.

Co jest o tyle zabawne, że ta partia nie ma żadnego sensownego programu (bo ten ostatnio prezentowany, to jest jak szczegółowo już analizowałem, szczyt żenady i pisane na kolanie banialuki). Ich jedynym realnym programem i sensem istnienia jest „odsunięcie PiS od władzy”. To jest oczywiście hasło, które jest podstawowym lepem wyborczym. Tymczasem nawet w czasie ostatnich, rzekomo fundamentalnych, wyborów prezydenckich, PO poświęciła realną możliwość pokonania Dudy na rzecz odbudowania się na opozycji za pomocą zapędzenia wszystkich pod sztandary Trzaskowskiego (co i tak potem epicko zmarnowali w postaci manewrów z „oddolnym ruchem odgórnym”).

Tymczasem już wtedy, dla każdego chłodno myślącego obserwatora, nie wciągniętego w medialno-polityczną histerię, jasne było, że Trzaskowski w drugiej turze ma marginalne szanse na wygraną. Z wielu sondaży rozmaitych ośrodków badawczych wynikało, że największe szanse w drugiej turze ma Hołownia. Pisałem o tym w zeszłym roku sporo.

Z Hołownią dzieli mnie niemal wszystko, ale podkreślałem wyraźnie, że nie piszę tutaj z pozycji sympatii politycznych, tylko z pozycji założonej z góry strategii politycznej. Jeśli za absolutnie kluczowy cel rzekomo ustawiamy sobie wygraną z PiS, a wszystko inne ma być drugorzędne (bo inaczej przypominam – czekają nas pisowskie gułagi!), to należy obserwować, kto osiąga w drugiej turze największą przewagę i na tę osobę stawiać wszystko już w pierwszej.

Tymczasem już teraz widać, że Ruch Hołowni, cokolwiek o nim nie myślimy, zamienił się miejscami z PO w sondażach. To zjawisko dla uważnego obserwatora było widoczne już w zeszłym roku. Trwają od tego czasu przepływy elektoratów do Hołowni z PO i co ważniejsze z PiS. W czasie wyborów prezydenckich mogło to być kluczowe, bo odebrałoby Dudzie sporo procentów, gdyby za wspólnym kandydatem „antypisu” stanęły wszystkie maszynerie polityczne opozycji.

Osobiście w tych politycznych rozgrywkach bezpośrednio udziału nie biorę, nie mam tu swoich koników, których obstawiałbym, w które fanatycznie byłbym wpatrzony i może właśnie dlatego głównie tacy jak ja są w stanie widzieć coś więcej niż polityczna propaganda, jaką jesteście karmieni non-stop.

Wracając do ostatniej awantury o RPO. Ciągła histeria i jazgot ze strony libków i ich mediów ma na celu oczywiście zdepolityzowanie lewicy, zrobienie z niej maskotki liberałów i takie podgrzanie dania, żeby było łatwiejsze do konsumpcji. Te wszystkie moralniaki, te etyczne rzekomo wzmożenia, wszystko służy temu, żeby zdemoralizować lewicę, żeby zapędzić ją do roli przystawki na sztywno związanej z liberałami i ich mediami, która następnie rozpłynie się w cielsku PO. Kto się liczy z przystawką, która jest tak zaszczuta, że zawsze musi głosować jak hegemon, zawsze musi być z liberalnym hegemonem w związku małżeńskim, choćby małżonek ją tłukł i poniżał?

MUSICIE – mówią liberałowie, bo inaczej będziecie odpowiadać za GUŁAGI, które tutaj zaraz PiS zbuduje. Będziecie ponosić odpowiedzialność za wszystko co PiS robi! I w tym momencie, kiedy pojawia się choć cień szansy, żeby realnie zaszkodzić PiS, ale kosztem ewentualnie utraty pozycji hegemona przez PO i nagle libki głosują razem z PiS. Albo jak w innych przypadkach, nagle brakuje głosów, żeby coś przegłosować, bo posłowie PO dostali nagłego rozwolnienia i nie mogli dotrzeć na salę. Wszystko w imię tego, żeby POPiS był wieczny.

Pedagogika wstydu owszem istnieje, ale nie względem Polaków jak to chciała prawica, ale względem lewicy wszelkich odcieni. Lewicy nic nie wolno, lewica ma zawsze się tłumaczyć i być pod pręgierzem, lewica zawsze jest winna.

Mam nadzieję, że wczorajsze głosowanie wreszcie spowoduje urwanie się lewicy z liberalnej smyczy. Jest okazja. Teraz libkom i związanych z nimi mediom będzie trudno przez jakiś czas zapędzać lewicę do swojego korytka i lewica będzie mogła zagłosować choćby za Funduszem Odbudowy. Przepraszam, ale nam każe się cierpieć w imię Najwyższych Ideałów Liberalizmu, nie brać tej kasy w imię Jedności Opozycji i na pohybel PiS-owi strzelić sobie w stopę, a sami do żadnej lojalności się nie poczuwają? Wyp*erdalać!

Xavier Woliński