Płaca minimalna rośnie, libki płaczą

Płaca minimalna ma wzrosnąć do 3000 zł brutto (czyli „obłędne” 2200 na rękę). Wzrost jak wzrost, ale magiczna bariera 3000 brutto poruszyła libkowe masy komentatorskie niczym niedawne zapowiedzi wzrostu obciążeń dla najlepiej zarabiających.

Zaczyna się straszenie (jak co roku od dziesiątków lat, tyle że tym razem jakby silniejsze, ze względu na „magę okrągłych liczb”), że to będzie „złe dla gospodarki”. No i czego nie rozumiecie? Jak w kieszeni najlepiej zarabiających zostanie mniej pieniędzy, to to jest „złe dla gospodarki” i zabijanie „klasy średniej”, ale jak więcej zarobią najmniej zamożni, no, to jest jeszcze gorzej.

Myślę, że jeśli najlepiej zarabiający tak martwią się o gospodarkę, to powinni cieszyć się, że mają mniej w kieszeni. Zgodnie z tą logiką, że jeśli ludzie mają większe zarobki, to automatycznie prowadzi to do „hiperinflacji”, powinni „dla dobra wszystkich” zażądać obniżenia sobie pensji. Zwłaszcza ci wszyscy „komentatorzy ekonomiczni” i publicyści. Jakoś nigdy nie słyszałem o przypadku, że aby „zmniejszyć presję inflacyjną” ta grupa społeczna odmówiła przyjęcia podwyżek. Bądźmy konsekwentni!

A prawda jest taka, że spora część tzw. „klasy średniej” jest przerażona ostatnio postawą klasy pracującej. Słyszałem ostatnio rozmowę pewnych dam, które były oburzone, że coraz trudniej znaleźć „pomoc domową” w rozsądnej cenie. Podobno w ostatnich latach w „d**ach się im poprzewracało” i nie chcą robić już za najniższe stawki. To jest dramat, będą zmuszeni ogarniać sami swój  syf w domach po biforkach i afterkach.

No i generalnie ciężko. W gastronomii armagedon, też nie chcą już robić za „jeden uśmiech szefa”. Do czego to doszło, panie, do czego to doszło? Robić się nie chce, wina pińcetplus! A może po prostu skorzystali z rady „zmień pracę, albo wyjedź?”.

Ale mam pocieszenie dla tych ludzi. Wreszcie nie musicie po tylu latach poświęceń, odejmować sobie od ust i „dawać pracy” tym roszczeniowcom. Możecie całą zachować dla siebie.

Xavier Woliński