Wchłanianie partyjnej Lewicy

Domagają się, żebym skomentował sytuację w partyjnej Lewicy, bo podobno to „podejrzane”, że tego nie komentuję.

No, ale co tu komentować? Zamachy pałacowe w SLD i walki baronów to najmniej, dla mnie, fascynująca sprawa. Dwa wątki tutaj się wyłaniają: z jednej strony typowa walka o władzę pod dowolnym pretekstem. Po drugie libki grają na rozbicie partyjnej Lewicy od dłuższego czasu. To wszystko się gdzieś przeplata.

Tyle że tu najmniej chodzi o idee, czy obronę „niezależności Lewicy”. Decyzja o tym, czy Lewica będzie szła osobno, czy zostanie wchłonięta przez libków nie do końca należy do niej. Trudno sobie wyobrazić, że poglądowo bliskie w większości libkom SLD i Wiosna długo by się opierały, gdyby kierownictwo rodzącego się konglomeratu PO-Hołownia chciało ich przyjąć na pokład. Wszak o „niezależności” partyjnej Lewicy zdecydował Schetyna, który nie chciał kontynuacji sojuszu wyborczego PO-Lewica. Tak więc ta niezależność jest całkowicie przypadkowa i zewnętrzna względem partyjnej Lewicy. Jeśli Tusk powiedziałby: chodźcie, mamy fajne konfitury do podziału to 3/4 SLD i większość Wiosny poleciałaby choćby dziś. Szkoda nawet snuć na ten temat złudzenia. To jest w większości bezideowa masa upadłościowa od dawna, której po prostu nikt na razie nie chce przejąć.

Chodzą słuchy jednak, że Tusk woli po chichu dogadać się z Konfederacją, a oficjalnie zbudować blok POKO-Hołownia-PSL, a partyjną Lewicę zmarginalizować, bo jej nie lubi z przyczyn towarzysko-historycznych (pamiętajmy też, to jest dawny fan Franco i Pinocheta). W tym kontekście, jeśli od dawna takie plany są w libkowskim konglomeracie polityczno-medialnym, to bardziej zrozumiały staje się brutalny i bezprecedensowy atak propagandowy jako odwet za głosowania w sprawie Funduszu Odbudowy. To było dywanowe bombardowanie mające na celu rozmiękczenie i zdemoralizowanie partyjnej Lewicy przed kolejnymi próbami jej rozwałkowania i przejęcia po kawałku resztek.

I oto się prawdziwa gra toczy. Nie tyle o to czy partyjna Lewica pozostanie całkowicie niezależna, czy nie, ale czy pozostanie na stole jako oferta do wchłonięcia w miarę spójna, czy rozczłonkowana. I oczywiście o to, kto tę ofertę będzie prezentował personalnie.

Tak więc paradoksalnie dopóki libki będą wolały budować prawicowy blok PO-Hołownia-PSL (plus Konfa na zapleczu), partyjna Lewica będzie sobie żyła i ewentualnie próbowała podbijać swoją pozycję przetargową, albo skapituluje bezwarunkowo. Oczywiście może się zdarzyć zrządzenie losu takie, że prawica libkowa w procesie „odsuwania PiS od władzy” rozczaruje takie masy wyborców, że ci przeskoczą do alternatywy w postaci Lewicy, ale to się szybko nie zdarzy, a do tego czasu każda próba wybicia się na niezależność partyjnej Lewicy będzie ostro atakowana propagandowo przez libkowe media.

Czy wytrzymają taką wieloletnią presję i dodatkowo wyciąganie pojedynczych posłów do libkowskiej masy? Wątpię, ale kto wie. Może wydarzy się coś nieoczekiwanego, jak to w polityce czasem bywa.

Xavier Woliński