Wypychanie

Jedno z dzieci uwięzionych na granicy uchwycone przez kamerę noktowizyjną

Te osoby, które zmarły na granicy, a w zasadzie zostały zabite, bo jeśli ktoś nie udziela pomocy, jest winny śmierci, to ofiary szerszego procesu.

Ktoś uważa, że ta śmierć wzruszy wiele osób w kraju w którym nie doszło do żadnej poważnej debaty ani poruszenia w kwestii 140 tysięcy nadmiarowych zgonów w wyniku kryzysu zdrowotnego i  zapaści ochrony zdrowia? Dla 2 milionów osób zabrakło miejsc w ochronie zdrowia, bo się po prostu system rozsypał jak domek z kart, bo nikt przez lata wcześniej nie słuchał ostrzeżeń osób pracujących w ochronie zdrowia, że to nadejdzie.

140 tysięcy i nic. Czy społeczeństwo tak zobojętniałe, tak pasywne, tak skupione na przeżywaniu wyłącznie „swoich problemów indywidualnych” może poważnie wzruszyć się tymi ofiarami na granicy? Nie może i nie wzrusza, co widać po reakcjach. Wiadomo „to wina Łukaszenki” (tak jakby Łukaszenka kazał Polsce razem z USA rozwalić Irak, a jak ostrzegaliśmy czym się to skończy to nas wyzywali od najgorszych i ci z prawa i ci z tzw. „lewa”).

Żeby nie być posądzonym o „ojkofobię”, tak to jest proces, który zachodzi w różnych krajach, także w Unii. To nie jest tak, że Polska jest jakimś szczególnym wyjątkiem. Cała granica UE obecnie to jest grób, na morskim odcinku giną tysiące osób.

Nie jest tak, że migranci z Południa pojawiają się ze „złośliwości” i że kraje Północy nic z losem tych ludzi nie mają wspólnego. Mają bardzo dużo. To głównie kraje Północy generują kryzys klimatyczny, to kraje Północy prowadzą rabunkową eksploatację złóż w krajach biedniejszego Południa, to kraje Północy ciągle mieszają w lokalnej polityce, wywołują wojny domowe obstawiając swoich watażków itd. Tak więc ci uchodźcy to wynik polityki tych krajów. Ale większość mieszkańców Północy woli na to przymknąć oczy.

No, ale skoro zamyka oczy na śmierć „swojaków”, to co się dziwić, że zamyka oczy na cierpienie „obcych”. Wam tego nie muszę pisać, bo akurat tutaj zebrało się grono osób ponadprzeciętnie zainteresowane sprawami publicznymi, ale widzimy co się dzieje w kraju. Zaangażowanie społeczne szoruje po dnie, co zostawia nas bezbronnymi względem poczynań i propagandy władzy. Każda grupa, która coś próbuje robić, to jest relatywnie garstka osób.

Reszta myśli, że to ich nie dotyczy. Dotyczy. Tyle że dowiadują się o tym dopiero, kiedy np. muszą iść do szpitala, albo szukają pomocy w innej sprawie. Nagle okazuje się, że tych, którzy chcą nieść pomoc jest za mało. W jakimkolwiek obszarze. W kwestii mieszkaniowej, zdrowotnej, pomocy uchodźcom, organizowania się w miejscu pracy, jakiejkolwiek. Jeśli komuś się przytrafi nieszczęście, to nagle sam zaczyna odkrywać na jakiej pustyni społecznej się znajduje i dziwi się, a często gniewa, że „nikt nie chce mi pomóc!”. Pytanie zasadnicze: „Czy kiedykolwiek pomogłeś komuś realnie spoza swojej wąskiej banieczki?”. Najgorszym koszmarem jaki można odkryć to, że „nikt nie słucha”. Tych ludzi, którzy umarli w lesie z wyziębienia, też nikt nie usłyszał.

To nie jest „wina ludzi”, to wina systemu, który kształtuje indywidualistyczne, odizolowane od siebie mikrokomórki społeczne, zwane „rodzinami i bliskim kręgiem znajomych”. Buduje skrajnie indywidualistyczne postawy w których to MÓJ problem jest najważniejszy, a zbiorowe, zorganizowane radzenie sobie ze społecznymi problemami to jest „naiwniactwo”, a z punktu widzenia systemu niebezpieczne zjawisko. A potem ten szok, że kiedy faktycznie potrzebują pomocy, to jej nie znajdują, bo przecież inni myślą dokładnie to samo, że tylko ich problem jest istotny.

I ci martwi uchodźcy na granicy są efektem tej mentalności. „Nic o tym nie chcę wiedzieć” – mówi większość. Zanim jest możliwy „pushback” fizyczny, musi nastąpić „wypychanie” w umysłach ludzi. I wypychają wszystko co budzi dyskomfort. Uchodźców, 140 tysięcy nadmiarowych zgonów. Jedyne co ich interesuje, to lustro w którym się bez końca przeglądają, a to lustro im przed nosem ustawił obecne funkcjonujący system i wyszkolił, że tylko takie życie jest sensowne.

Xavier Woliński