Moralne wzmożenie

Jak wiecie, czytam różne teksty, żeby zrozumieć co siedzi w głowach czołowych reprezentantów intelektualnych odmiennych od mojego nurtów politycznych. A nuż mają coś do powiedzenia, co mnie zainspiruje do przemyśleń. No i tak trafiłem na wywiad z prof. Radosławem Markowskim.

Zaczyna się typową tyradą na to, że PiS zniszczył całe pokolenie, które „nie wie już co to znaczy żyć w praworządnym państwie” i jego studenci niczego już nie rozumieją (O tempora, o mores!). Kiedy pada pytanie w jakim celu władzę miałaby obecnie przejąć opozycja, to nie pojawia się odpowiedź, że aby coś poprawić, żeby zrobić coś lepiej, ulżyć ludziom w ciężkiej popandemicznej doli, przygotować się na kryzys klimatyczny. Nic takiego. Zadaniem opozycji ma być po przejęciu władzy głównie zemsta i „sanacja” (która to już w tym kraju?), która żelazną miotłą wyczyści pisowców „do spodu” (rozumiem, że znowu osoby sprzątające będą nawet wymieniać).

No dobra, tutaj wyraża typowy gniew swojego środowiska, więc to może tylko takie wyolbrzymienie. Ale dalej już człowieka mrozi:

„Mianowicie, w tej opozycji jest Konfederacja, która jest ksenofobicznie, radykalnie nacjonalistyczna, ale w sprawach gospodarczych w miarę sensowna”

To jest niebezpieczny i wciąż powtarzany w tym środowisku stereotyp, jakoby Konfederacja miała cokolwiek, w jakiejkolwiek sposób sensownego do zaproponowania, a zwłaszcza w kwestiach gospodarczych. Kilka lat rządów pod butem Konfederacji i ich księżycowej gospodarki i mamy katastrofę społeczną i gospodarczą, że o klimacie nie wspomnę. Zamordyzm, silniejsi stają się silniejsi, słabi słabsi, biedni biedniejsi, bogaci bogatsi, kobiety zamienione w żywe inkubatory tym razem już nie w przenośni, kler bez żadnych już ograniczeń. Przy tym rządy PiS to byłyby rajskie wakacje z palemką.

No, ale rządy Konfederacji to jeszcze dość abstrakcyjna wizja, choć pokazuje jak elita intelektualna po stronie liberalnej opozycji rozumie wciąż „gospodarkę”.

Teraz przechodzimy do porad co opozycja ma zrobić tu i teraz. Otóż ma razem z Solidarną Polską i Konfederacją odrzucić unijny Plan Odbudowy.

„Jako obywatel, który mógłby bardzo dużo zyskać, i moje otoczenie mogłoby zyskać na tych funduszach, bardzo chciałbym, żeby one były. Ale w tej dramatycznej sytuacji powiedziałbym: nie popierać. Nie popierać, po prostu (…) Przeżyliśmy przez parę lat nędzę stanu wojennego, wiemy, co to są niedobory, no trudno, moim zdaniem są ważniejsze wartości niż kupowanie sobie nowych samochodów czy nowych ciuchów. Może trochę takiego otrzeźwienia się przyda, może też warto przez to przejść, a nuż sami staniemy się lepsi…”

No, uszlachetnianie przez biedę. To jest niesamowite, że socjolog (!) zdaje się nie rozumieć, że utrata jakichś środków, jakichś grantów, czy co on tam by zyskał na Funduszu Odbudowy dla profesora prywatnej uczelni to nie jest to samo co dla osoby niezamożnej, bez koneksji i rozmaitych poduszek finansowych i towarzyskich, które utrzymałyby go przy życiu? Mamy odmówić przyjęcia tych pieniędzy, bo inaczej obrazimy liberalnego Boga? I nie nie chodzi o jakieś magiczne „nowe samochody”. Jeśli uderzy kryzys popandemiczny, to wiele osób nie będzie miało na czynsz, albo ratę kredytu, a nie „nowe zabawki”. To wychodzi poza wyobraźnię pana profesora, bo on raczej dna swojego garnka nie zobaczy, więc na „wzmożenie etosowe” go po prostu stać. Jego egzystencjalne lęki są znacznie mniejsze.

Wartości są ważne, etos jest ważny, ale nośnikiem tych wartości jest ciało, składające się z żywych komórek, którym trzeba dostarczyć odpowiedniej dawki energii pochodzącej z pożywienia, trzeba temu ciału dać schronienie, trzeba je leczyć, żeby mogło potem nieść dalej te wartości, obojętnie jakie.

I owszem, PiS-owcy liczą, że się przy tym korycie pożywią, jak wszyscy politycy. Nic nowego pod słońcem. Ale nawet jakby 1/3 ukradli (co nie jest takie proste, bo jednak UE ma swoje narzędzia kontroli i w razie grubego przegięcia może zareagować), to 2/3 jakoś dotrze na dół. Mówienie ludziom „oni kradną” nigdy nie było przeważającym argumentem, bo „oni WSZYSCY kradną”. Ci, którzy przyjdą po tych co są teraz też kradną. Ważne jest ile i z kim się podzielą. To jest coś czego „etosowcy” z jednej i drugiej strony nigdy nie byli w stanie zrozumieć, że dla przeciętnego człowieka w tym kraju polityk=złodziej. Dlatego przez lata PiS-owscy „etosowcy” i „sanatorzy” wydawali się nie rozumieć dlaczego PO się mimo licznych afer tak długo trzymała w siodle i dla nich stworzono pojęcie „teflonowych”. Tego samego nie rozumieją teraz liberałowie. Nie to wywróci PiS, ale to, że np. zakazując aborcji uderzyli w bardzo konkretne interesy ekonomiczne (wielokrotnie pisałem, że najmocniej spadło im wśród najmniej zarabiających). Także sceny przemocy policyjnej nie działają za dobrze na mniej zamożnych, bo oni jej doświadczali w swoim życiu aż nadto. Pałka policyjna pozytywnie działa tylko na tych zamożniejszych, którym kojarzy się nie z gnębieniem, ale „zaprowadzaniem porządku”.

Dlatego PiS ostatnio spada. No, ale geniusze opozycji widocznie uznali, że spada za szybko i polecieli na pomoc Kaczyńskiemu lansując tezy, że „trzeba zacisnąć pasa”. PiS się zachwiał, bo zamiast realizować podstawowe potrzeby ludzi zajął się wojną ideologiczną. Teraz z drugiej strony mamy też „etosowców” jak Markowski, którzy także proponują zająć się nie materią, ale ideologią przede wszystkim i znowu „sanacją”. Sanacje i „moralne wzmożenia” zawsze źle kończą.

Jako „partyjny ateista” rozmawiam z osobami, które głosowały na rozmaite partie. Także te liberalne oraz także PiS. I o ile zazwyczaj znajdę wspólny język z osobami, które głosowały np. z PO z przyczyn pragmatycznych (np. bały się, że PiS odbierze im określone prawa), albo na PiS podobnie (ponieważ bały się, że PO odbierze im inne prawa, np. dalej będzie gadało o prywatyzacji szpitali, albo ograniczaniu świadczeń społecznych). Z tymi osobami się dogaduję, bo mogę rozmawiać na płaszczyźnie racjonalnych argumentów.

Natomiast kompletnie, że tak powiem, nie mam narzędzi do dyskusji z osobami które po obu stronach głosowały na swoje obozy z powodu „wzmożenia moralnego”. To jest zazwyczaj największy, najbardziej tępy beton, do którego nic nie dociera. Wydaje mi się, że Markowski, sądząc po liczbie „lajków” jakie dostał pod tym wywiadem w formie pozytywnych komentarzy, reprezentuje dość pokaźny nurt „wzmożonych” po stronie liberalnej. W każdym razie na pewno sporą część czytelników Wyborczej, którzy tam rozpływali się w zachwytach i minusowali wszelkie komentarze delikatnie nawet krytycznie. Minusowali masowo, w setkach „kciuków w dół”. To daje jakiś obraz sytuacji po stronie liberalnej. Ujawnia ich pragnienia. Mniej zamożni będą cierpieć, kiedy my będziemy robić kolejną „sanację”… I tak bez końca w tym kraju. Jedna prawica przychodzi „sanować”, a potem druga prawica przychodzi „uzdrawiać” po tamtej prawicy. Wszyscy rozpaleni ogniem Świętej Sprawy.

Z dedykacją dla Markowskiego wiersz Brechta na końcu:

„Wy, którzy tak lubicie o uczuciach truć,
a nie pokochaliście choć jeden raz,
nakarmcie najpierw tych, co trawią własną żółć,
a na moralność później przyjdzie czas.
By nędzarz myśleć mógł o Ojcu z Nieba,
dajcie nam dzisiaj powszedniego chleba”.

Xavier Woliński