Parada zwycięstwa w Moskwie, czyli samotność starszych panów

Wiele osób czekało na dzisiejsze moskiewskie przemówienie Putina z okazji parady zwycięstwa. Wieszczono, że wypowie III Wojnę Światową, że ogłosi zwycięstwo. No i wyszło, jak wyszło.

W skrócie „blablabla, zaatakowali nas naziści z Zachodu”. Czyli to samo co mówi od miesięcy. Co miał powiedzieć? Że nie wyszło, że ugrzęźli na nie wiadomo ile we wschodniej Ukrainie. Nie ma żadnego przełomu na froncie.

Trochę to było żałosne, Wielki Wódz popiskiwał, że „wszyscy mnie biją”. Raczej to nie wyglądało na pokaz siły, tylko jeden wielki LARP czy inny cosplay na Placu Czerwonym, żeby dogodzić fantazjom o Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej paru starszym panom na trybunie, którzy przeżywają wielki powrót do dzieciństwa, jak to u wielu starszych osób pod koniec życia bywa.

To, co rzuciło się w oczy to wielka samotność wodzów Rosji. Niektórzy jeszcze pamiętają jak to wyglądało w 2005 roku. Szefowie państw rozmaitych krajów z dawnej koalicji antyfaszystowskiej łącznie z prezydentem USA we własnej osobie. Teraz Putin stał sam jak palec, nawet nie było Łukaszenki. To pokazuje skalę upadku pozycji międzynarodowej tego kraju.

Zresztą w przemówieniu tęsknie odwołał się do „wspólnej walki z faszyzmem” razem z USA, UK, czy Francją oraz Chinami. To zresztą ujawnia kogo uważa za dominatora i kogo się boi. Nie wymienił Polski ani żadnego innego kraju z Europy Wschodniej, choć przecież w tej „pierwotnej” paradzie w 1945 roku defilowali polscy żołnierze.

Tak więc spektakl historyczny trochę słaby. Ale były podstawowe rekwizyty: salwy armatnie, łopoczące sztandary z sierpem i młotem (nie, drogie czołgi, nie da się tego symbolu „odzyskać” w tej przestrzeni geograficzno-politycznej, został zawłaszczony przez imperialną Armię Federacji Rosyjskiej i na zawsze będzie się z nią kojarzyć tutaj), był hymn Związku Radzieckiego (oczywiście bez słów, bo tu chodzi tylko o fasadę, a nie ideologiczną treść) i kremlowskie kuranty. Tylko Żukowa na koniu zabrakło.

Jedyne co jest pocieszające, to fakt, że zachodni dziennikarze powoli się uczą, że w 1945 roku to było zwycięstwo nie tylko Rosji, ale także np. Ukrainy czy Białorusi, jako republik radzieckich. Np. w niemieckich mediach nie mówię się już wyłącznie o „rosyjskich ofiarach wojny”, ale przypominają sobie, że jednak tereny Ukrainy i Białorusi były prawdziwym pobojowiskiem w czasie wojny i zginęło tam mnóstwo osób. Rosja to nie ZSRR pod żadnym względem.

I to by było na tyle. Nic się nie wydarzyło. Starszy pan pogadał, usłyszał „uraaa” i wrócił do bunkra, czy gdzie on tam siedzi zazwyczaj.

Xavier Woliński