PiS wytrwale podcina gałąź na której siedzi

PiS zaliczył poważny spadek poparcia wynika z ostatniego badania CBOS. Spadło im o 7 punktów procentowych, poniżej granicy 30 proc.

Sondażownia jest uważana przez niektóre osoby za łagodną dla rządu ze względu na to, że jest finansowania ze środków państwowych.

Tak więc, jak sądzę, PiS bierze te wyniki poważniej niż inne. Jeśli trend spadkowy się utrwali i ustabilizuje poniżej 30 procent, mogą wzmocnić się procesy rozkładowe wewnątrz tego obozu.

A przypomnijmy, że PiS nigdy nie odzyskał poziomu poparcia sprzed zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. To tak a propos opowieści malkontentów, że „protesty nic nie zmieniły”. Zmieniły mnóstwo rzeczy w świadomości ludzi.

Kaczyński ma taką strategię, że jak łódka zaczyna mu przeciekać, to nią bardziej próbuje bujać. Stąd te różne dziwaczne pomysły, które ostatnio z tego obozu wychodzą. Woja na wszystkich frontach, w tym coraz brutalniejsza „wojna kulturowa” w kwestii praw człowieka (osób LGBTQ, migrantów, kobiet, religii). Chodzi o to, żeby tak rozbujać emocje, żeby ludzi odciągnąć od czarnych chmur, które zbierają się w gospodarce.

Tyle że to się jak dotąd słabo udaje. Nawet jeśli „dorzucenie do pieca” w postaci jakiejś awantury w rodzaju „obrony granic”, przynosi chwilowe odbicie, to i tak potem zwycięża trend spadkowy.

Skąd się to bierze? Osobiście nadal trzymam się swojej hipotezy, że fundament poparcia dla PiS bierze się z niechęci powrotu ultraliberałów gospodarczych do władzy. Czyli kwestie gospodarcze są tu kluczowe. Jeśli zaczną się kruszyć te fundamenty, a to się dzieje, to cały gmach zaczyna się rozpadać.

Jest oczywiste, że ten upadek zaczął się przed rokiem, po wszczęciu przez PiS „wojny o aborcję”. W PiS autentycznie nie spodziewano  się, że wywoła to aż taką awanturę i taką skalę protestów, zwłaszcza na „prowincji”. Cała akcja była częścią rozgrywki, którą od jakiegoś czasu PiS prowadzi z Ziobrą i Konfederacją. Nie ma nic realnie istnieć na prawo od PiS. I w ten sposób partia Kaczyńskiego wpadła w pułapkę. Zaczęli być zakładnikami fundamentalistów. Wpadli w ideologiczną licytację na to, kto jest większym fanatykiem. To się skończyć dobrze nie mogło i nie może.

Ktoś zapyta, ale co to ma wspólnego z fundamentem gospodarczym na którym, moim zdaniem, stoi PiS? Inteligenci żoliborscy z PiS nie rozumieją, jak to najczęściej bywa, kompletnie prowincji, nie rozumieją skomplikowanych procesów, które dzieją się „w ludzie”. Próbują tym grać, robią sondaże, ale nie „łapią istoty”. Chodzi o to, że atak na prawa reprodukcyjne to atak nie tylko na prawa człowieka, ale też na finanse niezamożnych rodzin, które muszą te dzieci teraz utrzymać. A dziecko to zawsze jest spory wydatek ekonomiczny, a co tu mówić o dziecku z niepełnosprawnością. I to przeraziło do szpiku kości wiele niezamożnych osób. Tego oczywiście bogaci „baronowie PiS”, razem z wianuszkiem nie mniej zamożnych potakiwaczy z pisowskich mediów, w większości nie byli zdolni przewidzieć.

Dla mnie to było oczywiste, ale ja w tym „pyle”, przy „gruncie samym” robię od lat. Pisałem o tym zaraz jak wybuchła ta awantura. Że PiS, pod naporem drobnomieszczaństwa z kręgów narodowokatolickich i różnych dziwacznych fundacji, zaczął walić młotem ideologicznym w swoje własne podstawy.

A teraz na to wszystko wchodzą rozmaite kryzysy. Nie wszystkie są winą tego rządu, ale sporo zafundował sobie sam. I gdyby nie ten wyrok sprzed roku, może by jakoś ludzi przekonał, że to chwilowe załamanie koniunktury, a oni wiedzą, co robią. Problem w tym, że rok temu mnóstwo osób straciło do tej władzy zaufanie.

Straszenie migrantami, dżenderem i „elgiebetami” zużyli już wcześniej, więc teraz nie ma to aż takiej siły rażenia. Tymczasem czekają nas dalsze podwyżki cen nośników energii. Naprawdę, każda osoba, która „działa w ludzie” wie co się dzieje. Że nawet jak ktoś tam nie przepada za tymi „dżenderami”, to trzeba być pismakiem z biuletynu pisowskiego, żeby uwierzyć, że go będzie kolejna wojna kulturowa bardziej interesowała niż to że ceny prądu i gazu wzrosły.

Oczywiście, wokół PiS kręci się sporo fanatyków, całkiem zamożnych i ich to mniej będzie obchodzić jaka jest aktualnie w tej kwestii sytuacja. Ale na fanatykach i fanbojach jeszcze nikt nie wygrał wyborów. Ani PO słuchając geniuszy, którzy im mówili, głupoty o „zakonnicy na pasach”, ani PiS, którzy mówią, że ludzi nie interesuje wzrost cen.

W przeciwieństwie jednak do libków, nie czekam na żadną „normalność” po upadku PiS. Po prostu obserwuję i zachęcam do działania w „realu”. Nie ma czegoś takiego jak „powrót do normalności”.

Xavier Woliński