Putin zaatakował „matkę rosyjskich miast”

Protest antywojenny w Moskwie

Wygląda na to, że pierwotny plan Putina nie wypalił. Teraz realizuje plan B.

Z wczorajszych działań wynika, że chodziło o działania błyskawiczne, „szokowe” przełamanie obrony i złamanie morale wojska. Kluczowe były całodzienne walki o Port lotniczy Kijów-Gostomel, które zostało odbite po pierwotnym zajęciu przez rosyjski desant przeprowadzony z helikopterów. Rosja specjalizuje się w takich działaniach i jej żołnierze biorący w takich akcjach udział mają stosunkowo wysoką renomę. No, ale nawet elitarny oddział desantowy nie dał rady.

To miało znacznie ułatwić błyskawiczną ofensywę, zdobycie Kijowa i zmuszenie władz do ucieczki lub podpisania kapitulacji. To nie wypaliło, co nie znaczy, że nie wejdą do Kijowa. Teraz są ok. 30 kilometrów od miasta i trwają walki na północy.

Trzeba jednak pamiętać, że Putinowi nie chodziło o proste podbicie Kijowa, czy zrównanie „matki rosyjskich miast”, jak się kiedyś wyraził, z ziemią. Chodziło o „wyzwolenie narodu” i upokorzenie obecnych władz na oczach milionów.

Z czytania bardziej niezależnych rosyjskich analityków i rozmów z osób ze wschodu, znających lepiej temat, wyłania się obraz Putina, który faktycznie wierzy w to co mówi. Tzn. że rządzą w Kijowie naziści, albo jakaś ich odmiana, a większość czeka na rosyjskie wojska wyzwolicielskie. Albo nawet jeśli jeszcze nie wie o tym, to zaraz sobie to uzmysłowi, jaki błąd popełnili straszliwy i pod jaką okupacją żyli.

To jest oczywisty odjazd peronu, ale to by wyjaśniało dlaczego Putin i jego otoczenie spodziewali się niewielkiego oporu i działań tylko trochę bardziej gwałtownych niż w Doniecku.  Teraz do niego może już to dotarło, że coś tu jednak nie gra i opór jest znacznie silniejszy, ale już musi brnąć, bo cena jaką zapłaci za przegraną, to po prostu jego własny stołek, a może głowa.

Na Kremlu bez wątpienia jest opozycja w stosunku do tej inwazji. To było widać po zachowaniu samego Putina i jego otoczenia. Pamiętacie wyluzowany cynizm i komentarze o „mundurach, które każdy może sobie kupić w sklepie”? To był Putin jakiego znaliśmy, kiedy był pewien wygranej przy znikomym ryzyku. Tymczasem zmusił całe swoje otoczenie do odstawienia cyrku przed kamerami, że popierają jego politykę. Jego własne przemówienia były nerwowe, wręcz wściekłe. Gdzieś pewny siebie Putin wyparował.

Postawił prawdopodobnie własną głowę na szali. Jeśli sytuacja za bardzo wymknie się spod kontroli, dojdzie do krwawej okupacji, albo niekończącej się wojny partyzanckiej, to Putin na stołku może nie przetrwać. I on zdaje sobie z tego sprawę.

Tak jak pisałem, tu nie idzie o prosty podbój. Zrównać z ziemią mógł Grozny, zrobienie czegoś takiego z Kijowem czy Charkowem, będzie owszem zwycięstwem militarnym, ale końcem politycznym. Putin może wydawać się wszechmocny teraz, ale już nie taki car nagle ciężko zachorował, bo zaplecze stwierdzało, że przestał realizować interesy kliki gospodarczo-politycznej, którą reprezentuje.

Naprawdę zdjęcia ludzi w metrze kijowskim leżących na ziemi to nie są zdjęcia obok których ktokolwiek w krajach byłego ZSRR przejdzie obojętnie. To jest wprost odtworzenie zdjęć z okresu hitlerowskiego najazdu. Zestawienia już krążą w całym „rosyjskim świecie”. Dla nas to wygląda poruszająco, ale dla ludzi, którzy się na tych zdjęciach wychowali to jest wstrząs. To jest nie do pojęcia. Stąd mimo potężnych represji i zapowiedzi surowych kar w całej Rosji odbyły się wczoraj protesty. Aresztowano prawie dwa tysiące osób. A to przecież tylko początek. Gdyby to się zmieniło w jakieś krwawe walki, długotrwały horror, to naprawdę Putin może zacząć się bać. Kijów to jest po prostu jeden z symboli, a nie „jakaś tam Syria” dla Rosjan odległa, jak dla Polaków Irak.

Tak więc mogą wygrać wojnę, ale nie wygrają pokoju. A przecież Putinowi nie chodzi o okupację, co kilkukrotnie podkreślał i tym razem nie żartował. On tam chce mieć „swój” rząd marionetkowy i ludzi spacyfikowanych jak w Białorusi czy Kazachstanie.

Tak czy owak, noc w którym oglądałem jak rakiety spadają na Kijów i jak wyją syreny we Lwowie będzie mi się śniła do końca życia. Podobnie mocno przeżyłem to ostatnio jak oczekiwaliśmy ataku na Irak ze strony innego imperium. Tym razem to się dzieje w miejscach, które znam i w których byłem.

Xavier Woliński